Widow of Silence (2018) – Milczące cierpienie

Nie potrzeba jazgotu karabinów maszynowych, by opowiadać o wojnie. Nie potrzeba też morza krwi, by zobrazować przemoc. Doskonale rozumie to Praveen Morchhale. W Widow of Silence, swoim trzecim pełnometrażowym filmie, nakreśla przesycony goryczą obraz wewnętrznych napięć w indyjskiej części Kaszmiru. Z typowymi dla siebie spokojem i subtelnością w centrum uwagi stawia los najbardziej bezbronnych ofiar konfliktów na całym świecie: kobiet i dzieci.

Aasia (Shilpi Marwaha), mieszkająca z jedenastoletnią córką i schorowaną matką, jest pół-wdową, „mężatką, ale bez męża”. Tak powszechnie określa się kobiety takie jak ona (w anglojęzycznym piśmiennictwie funkcjonuje termin „half-widow”). Siedem lat wcześniej partnera Aasi zabrała indyjska armia i od tamtej pory słuch po nim zaginął. Dzieli zatem los wielu kobiet z Doliny, których mężowie zniknęli, prawdopodobnie za sprawą indyjskich służb specjalnych. Wojsko, jak alarmują różne organizacje pozarządowe i międzynarodowe, usprawiedliwiając swoje działania walką z bojówkami paramilitarnymi i terrorystami, stale łamie prawa człowieka w regionie tak ciężko doświadczonego latami terytorialnego konfliktu między Indiami a Pakistanem. Tysiące mężczyzn przepadło bez śladu i nie zostało uznanych za zmarłych. Rodziny zaś nie mogą poznać ich losu.

Jak można przeczytać w artykule z „Guardiana”:

Nie jest łatwo złożyć wniosku dotyczącego zaginięcia w Śrinagarze. Niektóre rodziny, próbując zgłosić takie sprawy dotyczące bliskich, doświadczyły ze strony policji nacisków i zastraszania. Często musiały udać się do innego sądu, by tylko zarejestrować wstępny wniosek (first information report). Zdarza się, że krewni wycofują sprawy, bo zwyczajnie się boją. Ironia polega na tym, że wypłata rządowego zasiłku odszkodowawczego w wysokości 100 000 rupii rocznie (2 253 USD) jest przyznawana jedynie rodzinom, które uzyskają od władz administracyjnych certyfikat zgonu. Wpierw jednak muszą udowodnić, że ofiara nie była nigdy zaangażowana w żadną działalność polityczną, którą można uznać za wspieranie bojówek.

 Dla Aasi uzyskanie takiego certyfikatu zgonu jest walką. Dzień po dniu podróżuje z odległej wioski do prowincjonalnego urzędu, gdzie bezduszny funkcjonariusz zadaje jej wciąż te same pytania, a potem raczy ją podobnym zestawem wymijających kłamstw. Zdesperowana kobieta jest dla niego łatwą ofiarą, którą chce wykorzystać, zarówno finansowo, jak i fizycznie.   Aasia mogłaby ponownie wyjść za mąż – islamscy uczeni w piśmie zadecydowali, że ów krok jest dozwolony dla kobiet, które czekały bez wieści cztery lata (ich orzeczenie przyszło zdecydowanie za późno, by wiele z pół-wdów zdołało odbudować swoje życia).  Jednak nie potrafi się na to zdecydować. Uporanie się z żałobą jest dla niej istotniejsze niż stabilność finansowa, którą by uzyskała po formalnym uporządkowaniu zaginięcia męża. Aasia wbrew wszystkiemu żywi nadzieję, pomieszaną jednak z lękiem, że pewnego dnia ojciec jej córki wróci. I właśnie to na równi z syzyfową biurokratyczną walką powstrzymuje ją przed zaczęciem od nowa. Dodatkowo kompletne poddanie się oznaczałoby jej zgodę na to, by wygrała niesprawiedliwość.

Musi więc walczyć, choć w batalii Aasi niewiele zostało ognia. To bardziej akt biernego oporu. W oczach kobiety wciąż goszczą żal i rezygnacja, a atmosfera niepewności i zagrożenia odbija się na całej rodzinie. Rówieśnicy bezlitośnie naśmiewają się w szkole z córki Aasi. Dziewczynka obsesyjnie zadaje babci pytanie „Czy mój ojciec był dobrym człowiekiem”, ale oczekiwana odpowiedź nie przychodzi, bo staruszka nie odezwała się ani słowem, odkąd jej syn zniknął. Aasia na dobranoc opowiada przepełnionej żalem i złością córce najprostsze z możliwych baśni: zdobędziesz wykształcenie i odjedziesz daleko od tego piekła.

Imię bohaterki wydaje się znaczącym hołdem: Aasia Jeelani była aktywistką, nieulękłą obrończynią praw człowieka, wspierającą kobiety w Dolinie. W wieku niespełna trzydziestu lat zginęła z innymi działaczami w eksplozji miny, podróżując do kolejnego miejsca, gdzie mieli nieść pomoc.

Sposób, w jaki reżyser opowiada swoje historie, jest prosty i minimalistyczny. Używa niewielu dialogów, a obsada, poza dwoma wyjątkami, np. Shilpi Marwahą, doświadczoną reżyserką i aktorką teatralną, składa się ze zwerbowanych pośród lokalnych mieszkańców naturszczyków. Daje to efekt fabularyzowanego dokumentu. Przy okazji Widow of Silence Morchhale po raz kolejny podjął współpracę z irańskim operatorem Mohammadem Rezą Jahanpanahem, który pracą kamery tworzy wrażenie obserwowania wydarzeń z dystansu. Często stosuje długie ujęcia w szerokich planach i wciąż pokazuje kadr, nawet długo po tym, gdy opuszczą go postacie. Udaje mu się uchwycić zniewalające piękno Doliny, ale wykorzystana paleta kolorów wprowadza emocjonalny chłód, nastrój niepokoju i niegościnności. U stóp gór oglądamy wojskowe posterunki kontrolne, zderzone jest więc piękno i strach. Znajduje to odzwierciedlenie w słowach jednego z bohaterów „Życie w niebie i piekle zarazem jest trudne”.

Widow of Silence  nakręcono w Kaszmirze w ciągu siedemnastu dni i reżyser sam go wyprodukował. Nie znalazł chętnych do sfinansowania projektu, choć jego poprzedni film Walking with the Wind zdobył trzy Nationale i był pokazywany na wielu międzynarodowych festiwalach (w tym polskim Camerimage). Reżyser w trakcie zbierania materiałów do scenariusza spotkał się z kaszmirskimi pół-wdowami, poznając ich problemy, mówi więc głosem, który zdecydowanie nie brzmi fałszywie. W swoją historię włącza też opowieści innych ludzi – tych, którzy musieli porzucić tradycyjne zajęcia, takie jak rolnictwo, by móc wyżywić rodzinę czy tych, którzy tak nawykli do wystrzałów, że przestali już na nie zwracać uwagę. Jednak choć film jest tak silnie zakotwiczony w autentycznych problemach, nie brakuje w nim poetyckiego symbolizmu, a w finale kafkowskiej wręcz paraboli. Ilekroć na ekranie pojawia się kierowca jeepa służącego jako prowincjonalna dzielona taksówka (jedyny możliwy środek transportu), wygłasza on niezwykłe kwestie brzmiące jak gotowe wersji poezji urdu. Jego obecność nadaje tonu refleksji i liryzmu.

Lapidarność, powolność filmu może sprawić, że części widzów będzie trudno zaangażować się emocjonalnie w losy pokazywanych postaci. Warto też mieć podstawową wiedzę na temat konfliktu kaszmirskiego, bo nie ma żadnych objaśniających go plansz. Niewątpliwie jednak to ważna produkcja – oddająca głos ludziom z Doliny, pozwalająca wybrzmieć ich skargom i cierpieniu bez patosu, melodramatyzmu i pouczania. Bardzo rzadko w indyjskim kinie mamy do czynienia z podobnie empatycznym i głęboko humanistycznym podejściem do tego konfliktu. Kiedy to piszę, Uri, militarny, nieznośnie propagandowy blockbuster, nadal ma się dobrze na liście przebojów kasowych. Szkoda, że Widow of Silence, pomimo zwycięstwa w konkursie indyjskim na zeszłorocznym festiwalu w Kolkacie, oraz obecnych pokazów na festiwalach w Rotterdamie i Vesoulu, raczej nie ma szans na komercyjną dystrybucję.

The English version of this review was published on Asian Movie Pulse:

https://asianmoviepulse.com/2019/01/film-review-widow-of-silence-2018-by-praveen-morchhale/

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.