Chalti Ka Naam Gaadi (1958) – Retroprzejażdżka

Los spłatał Kishore’owi Kumarowi niezłego figla. Jak to komik komikowi… Otóż Kishore, który Chalti Ka Naam Gaadi wyprodukował, liczył na to, że Chalti… zrobi klapę. Tak, to nie pomyłka. Klapę. Chodziło o podatki i korzyść finansową, jaką miało przynieść wrzucenie tytułu do bilansu strat. Ale jak na złość publiczność dopisała, a ta urocza komedia stała się jedną z najlepiej zarabiających premier 1958 roku. Po pierwszych doniesieniach o sukcesie poirytowany Kishore przeniósł producenckie honory na sekretarza – i pod filmem podpisany został nieznany szerzej Anoop Sharma.

Chalti… nie jest może dziełem, które szczególnie złotymi zgłoskami zapisało się w historii kina, ale nawet oglądane po latach uwodzi wdziękiem. Scenariusz romantyczną komediową farsę miesza z odrobiną dramatycznych zdarzeń (te niebezpieczeństwa wielkiego miasta) i chwytliwych piosenek S.D. Burmana. A nade wszystko widza rozbraja doborowy zespół aktorski i chemia między postaciami. Pomysł na film o trzech braciach ponoć zrodził się z fascynacji Kishore’a Kumara braćmi Marx. Nie było więc wyjścia, do ról swoich braci musiał zwerbować… swoich braci Ashoka i Anoopa.

Panowie, noszący wdzięczne imiona Brijmohan (Ashok), Manmohan (Kishore) i Jagmohan (Anoop), prowadzą warsztat samochodowy – i stąd karkołomny tytuł, który przetłumaczyć można jako To, co jeździ, zwiemy autem (który zresztą wyśpiewują jako refren żywiołowego jazzowego kawałka na początku). Chłopaki żyją radośnie i raczej zgodnie, z tym że Brijmohan żywi jakiś niewyjaśniony uraz do dziewcząt, które w jego mniemaniu są źródłem wszelkiego zła. Zatem panie są niemile widziane, a braciszkom nie pozwala na choćby powieszenie zdjęcia jakiejś damy. Jednak pewnej deszczowej nocy Renu, kobieta w potrzebie – której akurat zepsuł się samochód – zawita do warsztatu. A że gra ją Madhubala, wiadomo, że Manmohan, akurat dyżurujący w zakładzie, niebawem wpadnie po uszy. Renu zapomni zapłacić należność. Manmohan, potężnie zrugany przez brata za niezgulstwo, będzie się za wszelką cenę starał odzyskać panć rupaja bara ana  pięć rupii dwanaście an (ponoć jeden z Kumarów tyle był dłużny w kantynie swojej uczelni)Na ślad tajemniczej dziewczyny ma go doprowadzić zawartość jej torebki – bo płatność nie była jedyną rzeczą, o której nieznajoma zapomniała.

Pojawieniu się Madhubali towarzyszy ten kapitalny kawałek , Ek Ladki Bheegi Bhaagi Si

Choć z kronikarskiego obowiązku wypada odnotować, że Burman zgapił go od Merle’a Travisa, z numeru 16 tons (którzy polscy miłośnicy szant mogą kojarzyć jako szantę 16 ton).

I nie była to jedyna Burmanowa pożyczka w tym filmie. Bo Hum The Wo Thi…

… to Watermelon song Erniego Forda.

Poszukiwania Renu będą miały zdecydowanie farsowy ton i początkowo parę czekają przekomarzanki (jak wiadomo, kto się czubi, ten się lubi). Ale żeby nie było zbyt wesoło i romantycznie, pojawi się i wątek sensacyjny. Nie zabraknie mordu, jak też czarnego charakteru, którego gra, a jakże, K.N. Singh.

Opowieść otwiera żartobliwa animowana czołówka, w której zaanonsowany będzie jeszcze jeden bohater – Champion car, model 1928. I za tym kryje się historia. Ponoć to hołd złożony czasom, gdy mały Kishore jeździł z ojcem tym autem (potem je odziedziczył) do Mumbaju odwiedzać Ashoka, który był już gwiazdą…

Fabuła nie jest, mimo dramatyczno-kryminalnego zwrotu, specjalnie zawiła czy odkrywcza, ale zupełnie nie przeszkadza to cieszyć się kolejnym wspólnym występem Kishore’a i Madhubali. Jak zwykle kapitalnie wypadają razem na ekranie i wręcz między nimi iskrzy (dwa lata później zresztą wzięli ślub… inna to opowieść, że nie byli razem szczęśliwi).

Między braćmi również panuje przezabawna dynamika. Warto zauważyć, że bohaterki wydają się tu mieć sporo wolności – chodzą same, gdzie chcą, śmiało odzywają się do panów. To ci ostatni tracą w kontakcie z nimi odwagę – Jagmohan w jednej ze scen tak jest zaaferowany niewieścią obecnością, że wypija około 10 szklanek wody i nie daje sobie rady z naprawą auta. Renu nie jest jedyną dziewczyną, która prowadzi samochód i nikt się temu nie dziwi. A ojciec dziewczyny interesuje się jej zdaniem w kwestii kandydata na męża. Brijmohan, Manmohan i Jagmohan zaś są uroczo pierdołowaci – nic w nich z patriarchalnych macho (acz Brijmohan kiedyś był uwaga, bokserem, co się w fabule oczywiście przyda). W kontraście mamy śliskiego typka, traktującego kobiety instrumentalnie i z chłodną finansową kalkulacją.

Początek oraz koniec spięte są zaś uroczą klamrą. I tu, i tam braciszkowie jadą autem. Najpierw sami, a w finale są pokazani na tylnym siedzeniu… bo z przodu, w tym za kierownicą, znalazły się dziewczyny. I prawidłowo.

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.