Honey Trehan, dla którego Raat Akeli Hai to reżyserski debiut, nie jest bynajmniej kimś nowym w filmowym światku. Wcześniej pracował jako asystent reżysera czy drugiej ekipy, a przede wszystkim reżyser castingu – w tej funkcji ma na swoim koncie kilkadziesiąt tytułów. Nie jest więc zaskoczeniem, że obsada to najmocniejsza strona Raat… Trehan zdecydowanie ma dobrą intuicję co do aktorskich wyborów, ale też nie ukrywajmy, Nawazuddin Siddiqui w duecie z Radhiką Apte to gwarancja wyrazistych i charyzmatycznych postaci, nawet przy szwankującym scenariuszu. Tutaj nie tylko oni przyciągają uwagę, bo cały zespół gra koncertowo. Szkoda więc, że zawodzi to, co najistotniejsze – sama opowieść.
Początek jednak jest obiecujący. Już pierwsza scena sygnalizuje, że oglądamy mroczny thriller. Noc, samotne auto sunie przez pustkowie. W pewnym momencie rusza za nim zaparkowana na poboczu ciężarówka. Nieuchronnie musi się stać coś strasznego – i rzeczywiście, zostajemy świadkami zbrodni. Kim jednak są ofiary i co właściwie zaszło, dowiemy się sporo później, bo po planszy z tytułem akcja przeskakuje pięć lat do przodu. Ton zmienia się na lżejszy, niemal żartobliwy – i bohatera, małomiasteczkowego inspektora Jatila Yadava (Nawaz), poznajemy na weselu kolegi. Jego matka pokątnie usiłuje znaleźć mu małżonkę i pokazuje jego zdjęcie przypadkowej uczestniczce uroczystości (nieszczególnie, mówiąc oględnie, zainteresowanej). Jatil oczywiście nie jest matczyną nadgorliwością zachwycony. Trudno się jednak mamie dziwić – bo syn przekroczył już wiek, w którym wedle społecznych prawideł dawno powinien być nie dość, że małżonkiem, to jeszcze ojcem. Jatil spiera się zresztą z rodzicielką, wygłaszając przy tym tyradę, w której dzieli się swoim mocno patriarchalnym poglądem na to, jaka winna być porządna kandydatka na małżonkę (dziewczyna na weselu takową w jego mniemaniu nie była z racji zbyt wyzywającego ubrania).
Rozluźnienie jednak nie potrwa długo. Inspektor zostaje wezwany do posiadłości Raghuveera Singha (Khalid Tyabji) – bogatego i bardzo wpływowego człowieka. Okazuje się, że ów patriarcha rodu został zastrzelony we własnym domu własną strzelbą… w noc swojego drugiego ślubu (jest wdowcem) z o wiele młodszą partnerką Radhą (Radhika Apte). Poznajemy bardzo licznych członków jego rodziny (w tym dzieci z pierwszego małżeństwa, rodzinę brata oraz pierwszej żony), młodą służącą Chunni (Riya Shukla) oraz zaprzyjaźnionego antypatycznego polityka MLA Munnę Raję (Aditya Srivastava). Okoliczności zbrodni są rzecz jasna mocno podejrzane – nie ma śladów włamania, nikt nic nie widział ani nie słyszał (wystrzał prawdopodobnie zagłuszyło muzyka weselnego baratu). Podejrzenia nieuchronnie kierują się więc na tych, co byli w środku, a więc członków rodziny. Oni zaś są przekonani o winie młodej wdowy i od policji oczekują nie rzetelnego śledztwa, a szybkiego aresztowania dziewczyny. Radha jest wygodnym kozłem ofiarnym – nie należy do ich sfery społecznej, jest przybyszką z zewnątrz, a do tego o wątpliwej, delikatnie mówiąc, reputacji. Jatil jednak uparcie będzie dążył do prawdy i odkrywał kolejne mroczne rodzinne sekrety oraz niewygodne powiązania, na przekór oczekiwaniom rodziny Raghuveera, naciskom polityków oraz przełożonych.
Fabuła stopniowo coraz bardziej się gmatwa i komplikuje (streszczenie całości jest dość karkołomnym zadaniem). Niestety, w finale aż nadto. Scenariusz nie tworzy odpowiednio precyzyjnej układanki i pod koniec widz może się pogubić w plątaninie osób oraz ich motywacji. Niektóre zdarzenia nie pociągają za sobą logicznych konsekwencji – choćby po akcji z „wyjazdem” Jatil powinien być poszukiwany za niesubordynację, a reperkusje ważnej sceny z babcią Chunni pozostają nieznane. Część śladów, która naprowadza Jatila na właściwie tropy, objawia się na zasadzie deus ex machina.
A jego i Radhy dawne spotkanie – to nazbyt wydumany zbieg okoliczności. Co prawda interesujące są jego skutki, ale historia niknie przytłoczona kolejnymi zwrotami akcji. To mogła być ciekawa opowieść o winie i ocaleniu – jednak bardziej od psychologii i dynamiki relacji reżysera interesuje konwencja whodunit, w której z kolei gubi go nie dość misterna intryga.
Trehan nie potrafi nadać Raat… spójnej formuły – miejscami z ciężkiej neonoirowej stylistyki przeskakuje znienacka w lżejszą, wręcz komediową (głównie w scenach utarczek Jatila z mamą), którą w końcu zupełnie porzuca. Za dużo też głośnej muzyki podpowiadającej widzowi, co właśnie powinien czuć. Zważywszy na 2,5-godziny materiału – spokojnie można było wyciąć wideklipowe sceny, gdy bohater na ekranie cierpi za miliony w rytm lecącego z offu łzawego utworu, a na ekranie nic się nie dzieje. Gdzie te czasy, kiedy piosenki były ważną i integralną częścią fabuły, a nie momentem, kiedy bardzo chcesz włączyć przewijanie…
W tle mamy zaś opowieść o zakorzenionym w społeczeństwie patriarchacie, toksycznej męskości i różnych rodzajach przemocy wobec kobiet – od tej seksualnej po ekonomiczną i psychiczną. Pokazane jest milczenie ofiar napędzane strachem, niemożność uzyskania pomocy z powodu rozmaitych układów rodzinnych czy nieudolności struktur państwowych.
Mowa o korupcji i mariażu polityków z policją, o ciągłych nierównościach prowadzących do tego, że bogatym i wpływowym wolno o wiele więcej i na sucho uchodzi im wiele więcej. Wszystko to ważne i potrzebne, szkoda tylko, że opowiedziane bez większej oryginalności. Bohater Nawaza to kolejny niezłomny gliniarz z powołania, Munna – bezkarny i ciągnący za sznurki polityk, również Raghuveer i jego piekielna rodzinka są powycinani z szablonów. Akcja znów rozgrywa się tam, gdzie filmowcy lubią lokować wszelkich zbirów – w Uttar Pradeś, mrok goni mrok, nawet dobre skądinąd zdjęcia Pankaja Kumara dają wrażenie czegoś, co już dawno widzieliśmy, choćby u Kashyapa. Pokazanej przemocy nie towarzyszy głębsza myśl – jakby był to tylko modny punkt to odhaczenia w scenariuszu. A tyleż ciekawszą refleksję nad patriarchalnymi układami mogliśmy przecież niedawno oglądać w również dostępnym na Netfliksie Soni Ivana Ayra – kameralnej historii o delhijskiej policjantce.
Problematyczne jest niestety, że film punktujący przemoc wobec kobiet i przemoc instytucjonalną zupełnie inaczej patrzy na te zjawiska w wykonaniu głównego, w zamyśle twórców pozytywnego bohatera. O ile można zrozumieć, że Jatil działa czasem wbrew przełożonym i regulaminowi (inaczej nie dotrze do prawdy i nie zawalczy o sprawiedliwość), to gorzej z jego traktowaniem podejrzanych. Nie widzi niczego niestosownego, że buńczucznemu, awanturującemu się typkowi z Raghuveerowej rodzinki daje w pysk, pełniąc czynności służbowe. No i jasne, typek sobie zasłużył – ale funkcjonariusza publicznego obowiązują pewne reguły, a nawet oskarżeni mają prawa. Kolejna sprawa to traktowanie Radhy przez Jatila. Jego stosunek do kobiety jest napięty, napędzany przez pokusę oraz nieufność. I jak postępuje nasz kryształowy bohater? Gdy sądzi, że Radha go oszukała, rzuca nią ścianę. W innej scenie próbuje ją pocałować (nie, żaden romantyczny poryw chwili, wygląda to bardzo przemocowo). Widać protagoniście wolno to, czego innym nie wolno, bo koniec końców Radha nie ma pretensji, a on nigdy nie przeprasza za swoje zachowanie.
Pojawia się za to, dość subtelnie nakreślony, wątek, że i mężczyźni padają ofiarą społecznych uprzedzeń. Niedoszła kandydatka na żonę krzywi się na widok zdjęcia, komentując, że Jatil ma za ciemną cerę. I choć inspektor na co dzień zgrywa twardziela, który się wyglądem nie przejmuje, w tajemnicy przed matką aplikuje sobie krem rozjaśniający Fair and Lovely. Mowa też o tym, że gdy potencjalni teściowie słyszą, że nie oczekuje posagu, uznają, że coś z nim musi być nie tak.
Podsumowując, Raat Akeli Hai miał zadatki na przyzwoity thriller, próbujący do tego powiedzieć coś istotnego o społeczeństwie. Ale przekombinowany i naiwny miejscami scenariusz, najpierw całkiem porządnie budujący napięcie, koniec końców rozczarowuje. Doborowa ekipa jednak sprawia, że da się rzecz obejrzeć, przymykając oko na niedostatki. Na wieczorną rozrywkę się nada. Do powtórek – już niekoniecznie.
PS Tytuł Rat Akeli Hai (w moim wolnym tłumaczeniu Samotną jest noc), zaczerpnęło, jak to wiele indyjskich filmów z piosenki – kompozycji S.D. Burmana z Jewel Thief Vijaya Ananda z 1967 r.
Film dostępny w polskiej bibliotece Netfliksa.