Hasło „kino patriotyczne” w przypadku indyjskiego mainstreamu jest zazwyczaj sygnałem, że od danej produkcji należy się trzymać jak najdalej. Bywają jednak wyjątki, których nie zmieniono w nacjonalistyczną tubę propagandową, „źli” to nie bojownicy z Kaszmiru czy pakistańscy szpiedzy, a ojczyźniana otoczka to tylko pretekst do czystej i nieskrępowanej rozrywki, bez wątpliwych ideologicznych wycieczek. I tak właśnie jest w przypadku War Siddartha Ananda, nowego blockbustera ze stajni Yash Raj Films, gdzie w gwiazdorskim pojedynku mierzą się Hrithik Roshan i Tiger Shroff.
Anand, do tej pory specjalizujący się głównie w komediach romantycznych (jemu zawdzięczamy niegdyś popularne u nas Salaam Namaste), tym razem serwuje szpiegowskie kino mięśni i akcji, czerpiące garściami z konwencji masali. Sensu nie ma tu za wiele, za to są spływające potem, krwią i pyłem starannie wyrzeźbione torsy, efektowne pojedynki z obowiązkowymi lotami w powietrzu i udziałem wszelkich kończyn i różnych rodzajów broni, podwójne tożsamości, niebywałe zwroty akcji oraz pościgi – w biegu, powietrzu, motocyklami czy ekskluzywnymi sportowymi autami. Do tego honor rodziny do ocalenia, szlachetnie cierpiąca matka, która szczęście własne poświęciła dla wyższych celów, zemsta i odkupienie, zdrada i niezłomność, niewinne dziecię w potrzebie, a słowo „ojczyzna” jest odmieniane przez każdy możliwy przypadek. W tle zaś liczne atrakcyjne zagraniczne lokacje (w tym Sydney, Lizbona czy włoska Matera wcielająca się w Marrakesz), okazje do popisów tanecznych (o dyskotekowym Holi z hrithikowym i tigerowym dance offem nie da się zapomnieć). Nie zabraknie nadobnej niewiasty w nietypowym „wodnym” item numberze (Vaani Kapoor, na szczęście poza „itemem” ma bardziej rozbudowaną rolę).
Nie tracimy czasu na zbędne wprowadzenia – od razu wrzuca się nas w środek trwającej misji. Kabir (Hritik Roshan), zasłużony weteran indyjskiego wywiadu, ma wyeliminować nowy cel – terrorystę współpracującego z ISIS. Wedle wszelkich reguł gwiazdorskiego blockbustera w kolejnych migawkach oszczędnie pokazuje się nam fragmenty hrithikowego fizis – ze szczególnym uwzględnieniem oczu – by budować napięcie do momentu, gdy będzie można radośnie zakrzyknąć na widok idola w pełnej krasie. Ale długo mu nie pokibicujemy, bo Kabir nagle zmieni strony i miast sprzątnąć terrorystę, wyeliminuje koordynującego zadanie przełożonego. Postępek Kabira szczególnie zaboli Khalida (Tiger Shroff). W rozbudowanej retrospekcji poznamy ich wspólną przeszłość. Kabir, oddany służbie patriota przez wielkie „P”, był mentorem Khalida. Przyjął chłopaka do oddziału i w niego uwierzył. A młodzik miał niełatwe zadanie – jego ojciec zdradził kraj, więc od dziecka Khalid żyje z ciężkim brzemieniem i za wszelką cenę stara się zmazać plamę na rodzinnym honorze, by on i jego matka mogli żyć z podniesionym czołem. To właśnie Khalid dostanie od przełożonych polecenie wyeliminowania Kabira. Chłopak stawia sobie za cel nie tylko realizację zadania, lecz także odkrycie motywów, dla których Kabir zdradził. Męskie grono będzie wspomagać analityczka Aditi (Anupriya Goenka).
Jak już wspominałam, nie ma tu podstawowego zestawu wrogów narodu. Szajka terrorystyczna jest globalna. Bohaterowie są dobrzy i źli niezależnie od wyznawanej religii, a do ocalenia kraju nie jest oddelegowany hinduista, piewca sanskryckich wartości. I nawet błahy numer taneczny odzwierciedla nieco zatarte przez obecny indyjski dyskurs polityczny idee jedności w różnorodności – gdy Khalid i Kabir pląsają, śpiewając ku czci Śiwy. Nie zabraknie jednak podniosłej sceny z twarzą bohatera, za którą powiewa wypełniająca kadr indyjska flaga…
Akcja pędzi szaleńczo i tempo wytraca tylko na jakiś czas po intermission, ale potem wraca na dawny tor. Mamy tu obowiązkowe kwatery dowodzenia, pełne sprzętu elektronicznego i wielkich ekranów, podsłuchy, ukryte kamery czy gigantyczne tablety do prezentowania celów misji szpiegowskie gadżety.
Hrithika i Tigera łączy na ekranie fantastyczna chemia. Ich relacja to bromance w pełnej krasie, dynamiczny układ, w którym rosną wzajemny podziw i przywiązanie, a potem boli zdrada. Panowie prężą muskuły, paradując w slow mo, z kamiennymi twarzami wypowiadają podniosłe kwestie o oddaniu ojczyźnie, to ciskają spojrzeniem iskry, to znów spoglądają z podziwem czy urazą albo żalem tak bezbrzeżnym, że trudno go opisać. Walczą to ramię przy ramieniu (jakże fantastycznie wypada pojedynek w rytmie flamenco), to przeciwko sobie – z idealnie wystylizowanymi fryzurami. Pot miesza się z krwią, trzaskają łamane kończyny, dudnią wybuchy oraz zawalające się budynki. A testosteron wylewający się z ekranu niemal można pokroić.
Widać przy tym potężny budżet wyłożony na realizację. To efektowne widowisko, nieodstające sekwencjami akcji od filmów, których dostarczają nam amerykańskie studia (widać zresztą, że twórcy zapatrzyli się w Mission: Impossible). A sceny takie jak pościg samochodowy przez arktyczny lądolód zdecydowanie robią wrażenie. Dopracowane są też choreografie walk.
Wszystko też wzięte jest w umowną ramę i okraszone humorem, zatem spokojnie można przymknąć oko na nieistniejące prawa fizyki, niezniszczalność bohaterów, czy fakt, że z arktycznego lądolodu zjeżdża się do lasu, w którym stoi zrujnowana gotycka katedra i nikt nie zadbał, by w Materze udającej Marrakesz usunąć cyfrowo włoskie szyldy. Przyjmuje się całość z dobrodziejstwem inwentarza i ogląda na zmianę wybuchając salwami śmiechu, to zagrzewając bohaterów do walki (u mnie na sali sami Indusi, więc i reakcje jak przystało na masalę).
Jasne, można marudzić, że gwiazdorstwo to nie aktorstwo, że gdyby szalony montażysta wyciął wszystkie postaci kobiece, nikt nawet by nie zauważył, wzdychać ciężko nad dawką zbędnego i wyrafinowanego okrucieństwa, jaką serwują „dobrzy” bohaterowie w imię szlachetnych celów oraz niedorzecznościami scenariusza. Muszę jednak przyznać, że dawno mi żaden indyjski seans nie dostarczył równego ubawu. I nawet odgadywanie kwestii bohaterów czy typowych masalowych nieprzewidzianych zwrotów akcji stały się integralną częścią zabawy. Zatem jeśli macie ochotę na solidną dawkę grzesznej rozrywki napędzanej muskułami i akcją, to film właśnie dla was.