Waiting (2015) – Zwyczajność w kryzysie

waitingWaiting, czyli „Czekanie” Anu Menon (znanej wcześniej z mało udanego mainstreamowego London, Paris, New York), zrealizowano wedle bardzo prostej recepty na dobre kino.
Interesujący scenariusz o zwykłych ludziach niespodziewanie postawionych na jednym z tych życiowych zakrętów, jakie zazwyczaj są udziałem innych, nie nas, powierzono do zagrania kapitalnej obsadzie. Bez formalnych fajerwerków czy narracyjnych eksperymentów, historię oparto na dialogach – bardzo naturalnych, czasem zabawnych, czasem dosadnych, czasem dramatycznych, ale nieprzekraczających granicy taniego sentymentalizmu.

On (Naseeruddin Shah) i ona (Kalki Koechlin) poznają się w szpitalnej poczekalni. I nie, to nie jest wstęp do historii miłosnej, choć żadnemu z bohaterów nie można odmówić romantycznej natury. Obydwoje kochają swoich życiowych partnerów. Ale obydwoje wyjątkowo potrzebują zrozumienia i wsparcia, bo ich małżonkowie leżą w stanie śpiączki na oddziale intensywnej terapii.
Wbrew temu, czego by można oczekiwać po podobnym temacie, nie mamy do czynienia z ponurą, oskarżycielską opowieścią o szpitalnej rzeczywistości i kondycji publicznej opieki zdrowotnej czy miejscu pacjenta i jego rodziny w systemie. To nie zaangażowane kino społeczne.
Szpital to przestronna i sterylna prywatna placówka. Lekarze, choć chwilami mechaniczni, do bólu profesjonalni i rutyniarsko nawykli do rozgrywających się wokół dramatów (kapitalna scena, gdy doświadczony neurochirurg szkoli młodego lekarza, jak przekazywać bliskim chorych złe wiadomości), zajmują się tym, co do nich należy – niesieniem pacjentom pomocy.
Czekanie mówi nam przede wszystkim o radzeniu sobie z kryzysową sytuacją przez jednostkę. O rozpaczy, osamotnieniu, przeżywaniu żałoby. I wcale nie w mrocznej przytłaczającej tonacji. To ciepły komediodramat, który chwile smutku równoważy małymi radościami. Pokazuje wagę drobnych gestów. Jak ważne potrafią być chwila rozmowy, proste przysługi. I że aby zadbać o bliskich, nie należy zapominać również o sobie, bo życie zawsze toczy się dalej.

Siłą scenariusza jest zestawienie dwóch różnych temperamentów bohaterów. Shiv to emerytowany, dystyngowany profesor. Wyważony, emanujący spokojem, z czterdziestoletnim małżeńskim stażem. Tara, młoda mężatka, pyskata, emocjonalna, bez skrępowania wyrażająco głośno, co akurat przychodzi jej do głowy. Reprezentują inne pokolenia, światy i doświadczenia (te różnice świetnie są podkreślone w ich rozmowach, obydwoje zresztą podkpiwają ze swojego sposobu opisywania rzeczywistości). Ale nawiązuje się między nimi nić porozumienia. Shiv ze swoim opanowaniem prowadzi Tarę w jej rozżaleniu i złości, bo część jej drogi ma już za sobą. Jednak i jego spokój jest złudny, tylko swój ból i niezgodę wyraża w inny sposób.
On pomaga Tarze dojrzałością. Ale i młoda kobieta ma mu coś do zaofiarowania. To nie rodzicielska, jednostronna relacja, a przyjaźń, w którą obydwoje wnoszą tyle samo.
Opowieść zbudowana jest wokół interakcji tej dwójki. Ale doskonale dopełniają ją epizody. sąsiadki Shiva, która przez córkę dostarcza mu jedzenie, czy oddelegowanego do niewdzięcznego zadania zaopiekowania się Tarą pracownika firmy jej męża. Niepozorne, ale bardzo ludzkie, pokazujące, że wobec czyjegoś osobistego dramatu również ci wokół są bezradni. Że starają się pomóc, ale nierzadko biorą się do tego niezręcznie, choć mają najlepsze intencje. Albo gdy nie wiedzą, jak rozmawiać, udzielają wsparcia w bardziej materialny sposób.

Wszystko to fenomenalnie zagrano. Naseeruddin po raz kolejny potwierdza swoją klasę, oszczędnymi środkami, bez patosu i fałszywych nut. A Kalki Koechlin nie ustępuje mu kroku. Jest naturalna i wiarygodna we wszystkich swoich reakcjach. Gdy zrozpaczona i osamotniona wkłada mężowskiego T-shirta, gdy krzyczy na lekarza, rozwścieczona brakiem informacji, gdy zajęta własnym żalem opryskliwe traktuje ludzi, którzy próbują jej pomóc czy próbuje normalnie funkcjonować, skupiając się na zwyczajnych czynnościach – wstawaniu, kąpieli, jedzeniu.

Oby więcej takiego kameralnego kina mocno zakotwiczonego w codzienności, które o humanitarnych wartościach mówi tak lekko, bezpretensjonalnie i bez dydaktycznego zadęcia. I kolejny raz pozostaje pogratulować ludziom stojącym za Drishyam Films za znakomitej intuicji co do wyboru projektów.

2 uwagi do wpisu “Waiting (2015) – Zwyczajność w kryzysie

  1. Ooo, nowa nocia! Co prawda nie o Kashyapie (na co w głębi duszy liczyłem), ale i tak fajnie.
    Dzięki za wrażenia, film trafia na listę „do obejrzenia” (choć po bardzo dobrym zwiastunie i tak by tam trafił). To jest jednak sztuka, zrobić film, w którym niby nic się nie dzieje, a jednak.

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.