Naya Daur to jedna z tych pozycji, jakie miłośnikowi kina hindi wypada znać. Film BR Chopry powraca na kolejnych listach niezapomnianych klasyków, wymienia się go pośród najlepszych dokonań reżysera. I to, że przetrwał w pamięci widzów – oraz historyków kina – należy docenić tym bardziej, że w 1957 roku, w którym trafił na ekrany, miał godnych konkurentów – Pyaasę, Do Ankhen Barah Haath i Mughal-E-Azam.
Choć najpierw nie zanosiło się, że w ogóle powstanie. Scenariusz Akhtara Mirzy (nagrodzony potem Filmfairem) odrzucili Sashadhar Mukherjee, twórca fresku Mother India – Mehboob Khan oraz chętnie sięgający po wątki społeczne Raj Kapoor. Mehboob Khan skwitował sprawę, że temat jest właściwie ciekawy, ale nadaje się na dokument, a nie rozrywkową fabułę. A później, już po rozpoczęciu zdjęć, problematyczne okazało się powierzenie głównej roli kobiecej Madhubali, której ojciec stanowczo zaprotestował przeciwko temu, by wyjechała z ekipą do odległego stanu (przyczyny wypełniłyby osobną opowieść – z osobistym dramatem w tle i bez szczęśliwego zakończenia). Sprawa miała finał w sądzie, a ostatecznie na ekranie pojawiła się Vijayanthimala.
Czas pokazał, jak bardzo Mehboob Khan się pomylił. Bo choć w filmie poruszone są ważkie i powszechnie wówczas dyskutowane problemy, które i owszem, dostarczyłyby materiału niejednemu dokumentaliście, nie jest to niszowe kino dla garstki wyrobionych widzów, a historia skrojona pod szeroką publiczność. Scenariusz rozmaite składniki – romans, komedię, dramat, kino akcji – połączył w aptekarskich proporcjach. Poza tym, jak to podkreślił Karan Bali w poświęconej reżyserowi notatce w portalu Upperstall:
Wielką zasługą B.R. Chopry jest fakt, że zawsze starał się kręcić filmy poświęcone zaangażowanej społecznie tematyce, dbał jednak przy tym, by odwoływały się one do oczekiwań masowej widowni – by jego przesłanie dotarło możliwie najszerzej.
Naya Daur, czyli Nową erę, nawet dziś bardzo dobrze się ogląda. Motyw przewodni, acz w nieco zmodyfikowanym brzmieniu, aktualny pozostaje i we współczesnych realiach. Twórców zajmuje bowiem kwestia człowiek kontra maszyna. Zaczynają od motta zaczerpniętego od Gandhiego, który, jak wiemy, przeciwstawiał się industrializmowi: nie ma miejsca dla maszyn, które zastąpią pracę ludzi i złożą władzę w rękach nielicznych. Nie tyle jednak odrzucał maszyny jako takie, a – jak sam to określał – „ich kult” i twierdził, że pomagają jednostkom dławić miliony.
Rzecz dzieje się w idyllicznej wsi i wpierw dokładnie poznajemy jej mieszkańców oraz ich codzienność. Głównym źródłem utrzymania jest dla miejscowych tartak (gdzie są zatrudnieni przy obróbce i pozyskiwaniu drewna) oraz transport – tongawale przewożą pasażerów swoimi konnymi dwukółkami z oddalonej stacji kolejowej.
Właścicielem tartaku jest poważany i uczciwy Seth Maganlal (Nasir Hussain). Pracuje dla niego buńczuczny drwal Krishna (Ajit), który przyjaźni się z tongawalą Shankarem (Dilip Kumar w kolejnej roli żywiołowego i energicznego bohatera, dalekiego od jego sztandarowego wizerunku Króla Tragedii). Panowie rzecz jasna są przyjaciółmi na śmierć i życie, gotowymi zrobić dla siebie wszystko. Do czasu. Poróżnią ich uczucie do tej samej kobiety – nowo przybyłej do wioski Rajni – i niefortunne nieporozumienie.
Powszechny spokój zburzy zaś młody syn Setha Mangala, Kundan (Jeevan). Przejmie kierowanie tartakiem i wprowadzi nowe porządki: zmechanizuje pracę, czym pozbawi źródła utrzymania wielu spośród dotychczasowych pracowników. Uderzy również we właścicieli tong. Sprowadzi autobus, który przewiezie ludzi szybciej, taniej i efektywniej.
Shankar, pod wpływem impulsu, podejmuje zuchwałą próbę ocalenia swojej społeczności. Przystanie na zakład – jeśli swoim wozem pokona trasę od stacji do świątyni szybciej niż autobus, samochód zostanie odesłany, a pasażerów po staremu będą obsługiwać tongawale. Czy to nie brzmi odrobinę znajomo? Odwołania do tego motywu możemy znaleźć w Lagaan.
Naya Daur – powstałe dziesięć lat po odzyskaniu przez Indie niepodległości – pokazuje opozycję dwóch podejść. Wspomnianej już myśli Gandhiego oraz polityki Nehru, który opowiadał się za industrializacją i modernizacją. Odzwierciedla to, co przyniosła pierwsza dekada wolności, nowe inicjatywy, kwestie planowania ekonomicznego oraz przemiany i transformacje, jakie dotarły również do wsi.
Twórcy nie opowiadają się jednoznacznie przeciwko modelowi postępu postulowanemu przez Nehru. Przyjmują dość bezpieczne, wyważone stanowisko. Nie pokazują, że zmiany jako takie są złe czy należy zrezygnować z narzędzi usprawniające pracę. Nie pozwalają jedynie, by głosząc potrzebę transformacji, zapomnieć o człowieku. Zmiana nie może oznaczać tylko zastąpienia starego nowym, potrzebne jest też wypracowanie metod współpracy. Maszyny mają pomóc ludziom, ułatwić ich zadania, nie powinny zaś ich zastąpić. W tym wszystkim jednostka ma być gotowa, by wypracować jakieś metody działania – a nie biernie czekać na rozwój wypadków. I w filmie nie oglądamy przecież obrazu zepsutych do cna kapitalistycznych wyzyskiwaczy. Stary właściciel tartaku to człowiek szlachetny, sprawiedliwy, wrażliwy na ludzkie potrzeby. Tylko jego syn sportretowany jest nieco karykaturalnie – również fizycznie, poprzez dziwaczne zachodnie stroje. Ale nawet on usłyszy tu od wieśniaków nie chcemy twojego upadku. Młody jest, błądzi – ma szansę nauczyć się od starych i bardziej doświadczonych życiowo, jak winno się sprawować władzę.
Postacią zaprezentowaną w o wiele czarniejszym świetle jest jeden z mieszkańców wsi, który kierując się bardzo niechwalebnymi osobistymi pobudkami, urażoną dumą własną i pragnieniem zemsty, działa na szkodę całej społeczności.
Pośród bohaterów zwraca też uwagę Rajni. Dziewczyna zdeterminowana, odważna, silna, gotowa mówić, co myśli. Oczywiście trwa wiernie u boku ukochanego, nie bacząc na przeciwności, ale na swoich warunkach i jako strona bardzo aktywna. Choć – żeby nie było zbyt różowo – kiedy okazuje się, że obaj przyjaciele obdarzyli ją uczuciem, zamiast zapytać zainteresowaną, którego woli, sprawę oddają w ręce bóstwa i zakładu (wszystko zależy od tego, jakiego koloru kwiaty dziewczyna złoży w ofierze).
Abstrahując od polityczno-ekonomicznego przesłania, Naya Daur jest też przede wszystkim krzepiącą opowieścią o triumfie ludzkiego ducha i pokonywaniu przeciwności losu. W swoim czasie publiczność musiały porywać również płomienne przemowy Dilipa o potrzebie podjęcia wspólnych starań, o zjednoczeniu. Zaangażowanie społeczne nie pozbawia jednak filmu lekkości. Nie jest to moralizująca, nieznośnie zideologizowana czytanka czy propagandowy kawałek. Najważniejsze tu są nie zawsze fortunnie lokowane uczucia, próba męskiej przyjaźni, lojalność i zdrada, wina oraz odkupienie i rozstrzygnięcie zakładu. Johnny Walker w epizodzie jako reporter przybyły – no skądże by indziej, z Bombaju – wprowadza komediowy oddech. A sekwencja wyścigu do dziś budzi wrażenie realizacyjną sprawnością.
Muzyka O.P. Nayyara (z tekstami Sahira Ludhianviego) świetnie gra z obrazem, piosenki zyskały widowiskową oprawę, a do tego są integralnie wkomponowane w treść. Mamy tu m.in. pięknie zilustrowaną żywiołowym ludowym tańcem pieśń Yeh Desh Hai Veer Jawanon Ka o kraju, który jest klejnotem świata, mlekiem i miodem płynącym, pełnym szczęśliwych i dzielnych ludzi, podniosły hymn o wspólnym działaniu Saathi Haath Badhana, radosny damsko-męski duet Mang Ke Sath Tumahara – z tekstem o tym, że z twoją miłością dostałem cały świat (to bardzo charakterystyczny przykład piosenki i jej wizualizacji, niedługo opowiem o tym w osobnym wpisie) czy urocza przekomarzanka mających się ku sobie bohaterów Uden Jab Jab Zulfen Teri ze zjawiskowym tańcem Vijanathimali.
Dobry scenariusz, wyraziste postaci kapitalnie zagrane przez gwiazdy, radość pomieszana z wzruszeniami, ważkie przesłanie społeczne w tle, udane, umiejętnie zwizualizowane kompozycje – czego więcej trzeba?
PS Kilka lat temu film pokolorowano. I tak jestem zdecydowaną przeciwniczką podobnych zabiegów, a w przypadku Naya Daur efekt jest wyjątkowo niefortunny. Chyba że ktoś jest miłośnikiem różów i fioletów w nadmiarze. Ale w przypadku tej wersji dostajemy lepszą jakość dźwięku i obrazu, bo przy okazji film poddano renowacji.