Format bloga pozwala na przymrużenie oka i czasową zmianę formuły. Zatem – w przerwie między kolejnymi recenzjami – wpis z zupełnie innej beczki. Zaproszenie do wspólnej zabawy.
Czy zdarza się, że oglądacie jakiś film i dochodzicie do wniosku, że trochę kosmetycznych modyfikacji i mógłby on powstać w Indiach? Czy też wręcz się prosi o indyjski remake? I odwrotnie – podczas seansu indyjskiego myślicie, jak – i z jaką obsadą – ta produkcja wyglądałaby w bliższej nam części świata?
Mnie jedno i drugie zdarza się bardzo często. A ostatnio za sprawą seansu odświeżonego, zrekonstruowanego cyfrowo i przemontowanego Potopu, wyświetlanego w kinach jako Potop Redivivus. (Przy okazji – jeśli się jeszcze nie wybraliście, gorąco polecam. Film zyskał nową dynamikę. Nie czuje się skrótów, niczego w nim nie brak, a wszystko, co być powinno, jest na swoim miejscu. Nadal porywa epickim rozmachem, a bohaterom kibicuje się z dawnym zapałem. Do tego restauratorzy wykonali kawał dobrej roboty).
Uderzyło mnie, że nasz narodowy fresk świetnie by się sprawdził jako popularna indyjska fabuła (i to jeszcze z wyobrażeń o typowym subkontynentalnym kinie;)). Rozmach odpowiedni. Długość – i rytm narracji – też. I choć niby mamy tam Wielką Historię i Politykę, to pozostają w tle. Bo najważniejsze jest uczucie, która spada bohaterów, płomienne i gwałtowne. I to w związku, jak przystało w zgodzie z tradycją, zaaranżowanym przez rodzinę (a dokładniej przez testament dziadunia). On zapalczywy lekkoduch, nabroiwszy, musi na wybrankę – dumną, cnót pełną i niewinną – zasłużyć i odkupić winy. A poza tym dostajemy i inne wątki, które popularne kino indyjskie (i nie tylko) tak lubi – służba dla kraju, męska przyjaźń ponad wszystko, nieulękli wojownicy o sławie, co ich wyprzedza. No i w służbie kraju również Bogu się służy, jego imienia wzywa w trwodze i ku pomyślności w boju.
Poza tym w Potopie mamy pieśni. Jak w indyjskich klasykach to utwory integralnie wplecione w treść filmu – tu towarzyszą świętom czy rytuałom.
I nade wszystko – jest to klasyczny przykład multi-starrera, bo przecież plejada wielkich gwiazd dzieli razem ekran.
Parę dni temu zaczęliśmy ze znajomym kinomaniakiem żartobliwie przerzucać się propozycjami obsady współczesnego indyjskiego remake’u. Tak nas to wciągnęło, że zrodził się pomysł, by zabawę przenieść na bloga – a nuż ktoś zechce się włączyć.
Zatem wstępne propozycje. Oto wysokobudżetowy film kostiumowy, z rozmachem, tysiącami statystów i wystawnymi dekoracjami. Dialogi – hindustani (skoro ma być historycznie i kręcę na północy). Oczywiście opowieść w scenariuszu byłaby odpowiednio zaadaptowana do warunków indyjskich (i odpowiednich niesnasek z czasów państw-księstw).
Reżyser… hmmm… niech będzie Ashutosh Gowariker. Ryzykowny to co prawda krok, ale dzięki Lagaan i Jodhaa Akbar wybaczam mu inne filmowe grzechy. Z opowieściami z historią w tle radzi sobie wyśmienicie. Do zespołu przypiszę mu też Rahmana – bo mam pewność, że w muzyce pięknie nawiąże do klasyki. A teksty, cóż, idę dalej utartymi ścieżkami – Javed Akhtar. Operator… Byle nie Santosh Sivan, bo męczy mnie już jego przewidywalność. Albo ktoś z młodych obiecujących, albo ktoś o, z południowców, którzy pracują i na północy, np. Ravi K. Chandran.
Odpowiedź na pytanie „Kto Kmicicem?” nasuwa się błyskawicznie. Olbrychski co prawda w niezrównany sposób strzelał oczyskami i ciskał spojrzeniem gromy, ale myślę, że jest ktoś, kto godnie go w tym zastąpi. Jaki aktor jest w stanie patrzeć na filmową partnerkę tak, że widownia bite trzy godziny wstrzymuje oddech? Dla dawnych bywalców pewnego forum dyskusyjnego poświęconego indyjskiej kinematografii, gdzie kwestia owego patrzenia zrodziła powszechnie stosowane powiedzonko, sprawa jest jasna. Hrithik Roshan.
Mamy Kmicica, potrzebna teraz jego wybranka. Cóż, Oleńka nie jest moją ulubioną postacią (kobiet tu zresztą jak na lekarstwo). Nie jest to rola wyzwanie. Potrzebna jest młodzieńcza twarz, odrobina niewinności. Ale jednocześnie odrobina pazura, bo w końcu panna się okazuje charakterna. Genelia D’Souza wszystko to pokazała w Urumi – gdzie dodatkowo dowiodła, że dobrze się czuje w kostiumie. Poza tym mały ukłon dla południowej publiczności. Zatem to moja kandydatka.
Cioteczka Oleńki – och, mnóstwo kandydatek. Tyle wyśmienitych aktorek w odpowiednim wieku. Pani Kulwiecówna musi mieć odpowiednio twardy charakter – to też zbyt nie uszczupla puli. Ale trzeba się na kogoś zdecydować, więc wybieram Lillette Dubey.
Obsadzenie Kiemliczów to kolejna banalna sprawa. Bo kto powinien zagrać ojca i dwóch synów? Wiadomo, że rodzinny klan. A który? Ten właśnie! Dharmendra i jego progenitura.
Komediowy epizod Rocha Kowalskiego to pole popisu dla kogoś, kto ma poczucie humoru i autoironiczny dystans. Zdecydowanie Vinay Pathak.
Bogusław. Tu potrzebujemy kogoś, kto wyśmienicie potrafi zwieść ujmującą aparycją i urokiem osobistym. A jednocześnie będzie w nim draństwo i niegodziwość. Moim ulubieńcem zaś jeśli chodzi o role drani – co zwodzą rozbrajającym uśmiechem – jest Randeep Hooda. W dodatku ostatnio to gorące nazwisko, a odgrzebany z półek Rang Rasiya pokazał nam, jak ten aktor sprawdza się w filmie kostiumowym.
Kolejna z ról, dla których trudno znaleźć zmiennika. Bo ta postać zrosła się, nierozerwalnie wręcz, z aktorem, który ją odtwarzał. Zatem w remake’u musi być wielkie nazwisko i artysta o bardzo silnej osobowości. Gdy wezmę pod uwagę jeszcze mikrą posturę, do głowy przychodzi mi tylko Pan Perfekcjonista – Aamir Khan (choć Dhoom 3 jego bohater przytłoczył, ale powiedzmy, że w tym projekcie reżyser potrafiłby gwiazdora utemperować;)).
Przydałby mi się znów jakiś południowiec w obsadzie, więc tym razem odwrotnie. Pomyślałam, kogo by mógł zagrać Mohanlal – i oto odpowiedź, Jóźwę Butryma.
I znów ikoniczna rola. Po dłuższym namyśle na Zagłobę wybieram Pankaja Kapura.
Choć długo się wahałam, czy jednak nie Rishi Kapoor. Ale po tym, jak go obejrzałam jako drania w D-Day uznałam, że świetnie się nada na hetmana Radziwiłła. Bo i będzie dobrotliwy i szlachetny, a w końcu pokaże prawdziwe – śliskie -oblicze.
Jeszcze parę propozycji – już bez zdjęć.
Zdrajca Kuklinowski, paskudny, acz niepozorny z wyglądu typ – Kay Kay Menon.
Soroka – muszę mieć jakąś rolę dla Irrfana Khana. Niech więc będzie ta.
I miłościwie nam panujący król. Big B. A po szwedzkiej stronie – Rajinikanth. Albo odwrotnie. Cóż to za film, w którym Rajni by się pojawił po przegranej stronie;).
Przydałby się też jakiś ulubieniec młodzieży – a jest taka wdzięczna i niewymagająca rólka żołnierza, co miał wypadek z prochem, a Oleńka, wstawiwszy się za nim, mu życie ocaliła, bo go chcieli ukarać srodze. To z ulubieńców młodzieży losuję Ranbira Kapoora.
Tyle ode mnie, co oczywiście nie wyczerpuje listy.
Co do księcia Bogusława, to myślałem raczej o Shahidzie, ale zdjęcie Randeepa to zdecydowany argument „za”. Poza tym byłoby trochę głupio, gdyby się Shahid miał mierzyć z tatusiem w roli Zagłoby (no, jednak wydaje mi się, że Rishi jest do tej roli stworzony, ale z nim jest taki problem, że znakomicie zagrałby i Zagłobę, i Radziwiłła, więc można rzucać monetą).
Ze wstydem przyznaję, że też myślałem o Aamirze w roli Małego Rycerza, ale trochę się boję, że on znowu chciałby wybiec przed orkiestrę i zagrać w innym filmie niż wszyscy. Więc może Nawazuddin Siddiqui? Jak dla mnie, film bez Nawazuddina w obsadzie to żaden film, więc od razu przyznaję, że nie jestem obiektywny.
Trochę szkoda, że nie ma tu właściwie postaci kobiecych do obsadzenia (Genelia jako Oleńka? Hmmm, na to bym nie wpadł), ale parę ról dla panów jeszcze się znajdzie. Pankaja widziałem bardziej w roli Kordeckiego, no bo jeśli nie on, to kto? Jest jeszcze epizodyczna w sumie rola Stefana Czarnieckiego (jakiś special appearance?). No i Sakowicz (kat cię czeka)! Kay Kaya mamy już w roli Kuklinowskiego, więc wakat pilnie czeka na obsadzenie (o, może tu Nawazuddin?).
O, ja widzę Nawaza właśnie jako Sakowicza. Na Wołodyjowskiego mi fizycznie niezbyt pasuje. I racja święta, że kogo jak kogo, ale jego w filmach trzeba;).
A przeor Kordecki, ha… tu by nam się przydało doprecyzowanie scenariusza, czyli backgroundu wyznaniowego bohaterów. I czy bronimy meczetu z madrasą czy świątyni hinduistycznej. W tym drugim przypadku – tak, Pankaj występem w „Dharm” konkurencję zostawił daleko w tyle. Ale w pierwszym… – Naseeruddin Shah (ha, to dla mnie taki przypadek jak Nawaza, nigdy go dość:)).
Do pełni szczęścia mi jeszcze Oma Puriego brakuje. Z jego pobliźnioną twarzą to chyba tylko który z chłopaków Kmicica.
Czarniecki… skoro to tylko special appearance – to może iść kluczem jakieś zasłużonej postaci, która raczej aktorsko się nie udziela? Choćby jakiś reżyser. O, taki Govind Nihalani na przykład. Odwiedził Polskę przy okazji retrospektywy Smity Patil, więc byłby w tym jakiś element kontekstowy;).
Ja często jak oglądam jakiś polski film, to zastanawiam się czy podobałby się Hindusom, gdyby wyświetlić go w Indiach. Mam kilka typów. Np. film „Sara” z Bogusławem Lindą z 1997 to, konstrukcyjnie, bardzo przyzwoity film hindi, w którym jest wszystko: miłość, action, intryga, silny związek syna z ojcem… oprócz piosenek.
Jak to „oprócz piosenek”? Przecież tańczą tango w chińskiej knajpie, a poza tym Bodzio śpiewa „Ajm Jor Men”.
Ha, a nasze kino przedwojenne? Te wszelkie urokliwe muzyczne komedie? „Każdemu wolno kochać” to przecież prawie „Padosan”;). Udało mi się ostatnio znaleźć w sieci „Pani minister tańczy” z ang napisami – wysłałam indyjskiemu kumplowi, miłośnikowi kina, link. Chce obejrzeć, bardzo jestem ciekawa jego wrażeń. W końcu dla obcokrajowca to też takie zupełnie inne oblicze polskiego kina, które w wersji eksportowej mamy mocno poważne. On np. kojarzy głównie Kieślowskiego.
Na Rocha pasowałby mi też Boman Irani.
A co do Kmicica – Hrithik patrzył baaardzo obiecująco, ale poza tym jednym dziełem, cóż, jest dla mnie aseksualny. A spojrzenie to ma Surya (oczywiście opinia bardzo subiektywna, bo lubuję tego pana bezkrytycznie )
Naseeruddin Shah – tak tak tak
Też przez chwilę myślałam o Bomanie, ale ostatecznie wyleciał mi z obsady. :). O, też zawsze mógłby mieć cameo w bandzie Kmicica albo Wołodyjowskiego:).
Zacząłem wczoraj oglądać „Dedh Ishqiya” (doskonały, polecam gorąco) i mnie olśniło: no oczywiście, że Naseeruddin Shah! I taki byłem z siebie zadowolony, chciałem się pochwalić całemu światu, po czym zaglądam tu – i zonk. Ale teraz, idąc za ciosem, postuluję jakieś choćby tylko epizodyczne role zapijaczonych szlachciurów dla Arshada Warsiego i Vijaya Raaza. Jako zbiry z bandy Kmicica mogą być.
A co do Czarnieckiego i kwestii, żeby to był jakiś „zaslużeny umelec”. Tak mi przyszedł do głowy ktoś, kto kiedyś udzielał się dużo, często i z sukcesami, a dziś występuje raczej z rzadka (a szkoda), ale za to ma odpowiednią do roli patriarchalną brodę.
Vinod Khanna otóż. Kto za?
Ha, Arshad z Raazem takie charakterystyczne epizody mają we krwi:D.
Vinod, przeglądam własnie zdjęcia, nabrał rzeczywiście odpowiednio patriarchalnie. Ale chyba wolę plan pokazania kogoś, kto nie jest aktorem.
I jeszcze mnie olśniło. Że mogę obsadzić kogoś, kto na pewno dostałby u mnie rolę, gdybym kręciła w latach ulubionych. Dilip Kumar! Tylko jako kto?
Tak naprawdę to Ci, co bym ich chciała najbardziej do tego soundtracku, to już dawno odeszli. K. V. Mahadevan, O.P. Nayyar – bo przecież musiałoby zabrzmieć jakieś porządne tonga beat;) (w końcu wreszcie zbiorę się do tej notki, porządkuję klipy:)).
Rahman wciąż mnie potrafi ująć, choć sporo też trzaska rzemieślniczo. Ale Ilaraja też mógłby być.
O, Deepeka rzeczywiście na Oleńkę pasuje. Tak, ten pomysł podoba mi się bardziej niż Genelia.
I gdzie rola dla Prosenjita;)?
Jak widać niekoniecznie chodzi mi tu o upchnięcie za wszelką cenę wszystkich moich ulubieńców :P (najprędzej bym pewnie widziała Prosenjita jako Radziwiła jak już – lubię, jak jest niejednoznaczny- ale toś dobrze obsadziła, więc sensu wymieniać nie ma:))
Wycofuję się za to z Satyaraja na rzecz Biga z Abishkiem i Sonu jako Kiemliczami! I Mamuta na króla. (znaczy raję). Dilip może drugim być :P
I – bo se przypomniałam o Goynar Baksho – Mousumi zamiast Lilette na cioteczkę. (oj, dałaby czadu!)
A poza-potopowo (co się ograniczać, jak idealne spasowanie mam): Jayasurya na Rzędziana!
Dhanush w roli Małego Rycerza? On wygląda na takiego, co to szabli nie udźwignie…
Nie bardzo orientujesz się w jego filmografii (i ogólnie kinie tamilskim), prawda? ;D Zresztą o taką pozorną niepozorność chyba tu chodzi, nie? Ale myślę, że na warunki indyjskie to by jednak nie szable chyba były. Urumi? *uwielbiam*
Hehe, mnie on też nie wygląda na takiego od szabli:P. Choć widziałam go w boju;).
I Mariola, urumi jest specyficzne dla określonego regionu przecież. I szable jak najbardziej. Mogołowie choćby takie cudne talwary mieli. Zresztą broń naszych szlachetków przecież nie rdzenna, a z Turkami i Tatarami moda przyszła;).
„urumi jest specyficzne dla określonego regionu przecież. I szable jak najbardziej. Mogołowie choćby takie cudne talwary mieli. Zresztą broń naszych szlachetków przecież nie rdzenna, a z Turkami i Tatarami moda przyszła” – ale to też nadal nie rdzennie indyjskie^^ Zresztą szabli mam dość u nas, a urumi wciąż niedosyt, a w kinie europejskim wszak tego nie zobaczę, prawda? :P
I macie niedowiarki: https://www.youtube.com/watch?v=Nj-fQfQEAqY