Dweepa to dla Girisha Kasaravallia, weterana kina kannada, czwarty obraz nagrodzony National Award dla najlepszego filmu fabularnego. Najważniejszych państwowych laurów ten reżyser, scenarzysta, jak również producent zgromadził zresztą niemało – do tej pory trzynaście.
Twórcę uważa się za jednego ze sztandarowych przedstawicieli kina parallel i Dweepę zdecydowanie z niego wyrasta, znać duchowe i artystyczne pokrewieństwo z innymi przedstawicielami nurtu i wątkami, które odważnie – i wbrew komercyjnemu nurtowi – podejmowali w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. To kino zaangażowane społecznie, bezkompromisowo wnikające w głąb poważnych kwestii, ale jednocześnie (jak to parellel) będące czymś więcej niż tylko zwierciadlanym odbiciem w obnoszonym po gościńcu lustrze. I choć silnie zakorzenione w lokalnym kontekście, to uniwersalne w swoich pytaniach o ludzką naturę.
Kasaravalli przeniósł na ekran powieść Na D’Souzy Dweepa (istnieje jej angielski przekład). Tytułowa Dweepa to wyspa w sercu karnatackich rozlewisk, gdzie u stóp wzniesienia nazywanego przez miejscowych Sita Parwata, Wzgórzem Sity, skryta jest wieś. Dla lokalnej społeczności wzgórze to miejsce święte, wierzą, że bogowie Rama i jego małżonka Sita znaleźli tam schronienie w czasie swojej tułaczki. Ponadto mieszka tam opiekuńcze bóstwo związane bezpośrednio ze wsią. Tak mówią opowieści, których genezy nikt już nie pamięta, i które starszyzna pieczołowicie pielęgnuje.
Dla powszechnego dobrobytu odprawia się tu na rzecz bóstwa rytuał nazywany neema – a za ceremoniał odprawiają poważany Dugajja (Vasudeva Rao) i jego syn (Avinash). Ich ród zajmuje się tym od pokoleń. Są kimś znacznie więcej niż tylko kapłanami – mają wiedzę o lokalnej roślinności i jej właściwościach, jaki poziom wód sprowadzą jakie deszcze, co niosą poszczególne pory roku. Są więc doradcami i przewodnikami duchowymi.
Ale ustalony porządek zostaje zburzony. W okolicy powstała tama i mieszkańcy nielicznych rozrzuconych pośród wód i wzgórz wsie są przesiedlani. Rząd zapewnia rekompensaty. To kwestia czasu, nim kolejne grodzie zostaną otwarte i dawne osady pogrążą się w żywiole. Ale dla Dugajjy żadne pieniądze nie mogą wyrównać strat. Bo przecież nie o własność chodzi, a ochronę uświęconego miejsca i pielęgnowanie tradycji. Uporczywie odmawiają więc z synem przenosin i przyjęcia rządowych pieniędzy. Żona Ganappy, Nagi (Soundarya), żywiołowa i myśląca o przyszłości, próbuje ich skłonić do rozważenia przeprowadzki, jednak na próżno. Za radą matki zaprasza więc Krishnę (Harish Raju), chłopaka, który wrócił w rodzinne strony po nieudanej próbie ułożenia sobie życia w Mumbaju, by wspomógł ich rodzinę w trudnym czasie. Bo na wyspie zostają w końcu sami, w strugach deszczu, otoczeni zewsząd wzbierającą wodą. Bez ludzi, dla których można by odprawić neemę.
I ten ślepy upór, by pozostać w świątyni, choć nikt już nie potrzebuje posługi, jest głęboko poruszający. Oto rytualizacja, której sensu już się nie docieka, a która służy tylko wypełniającemu rytuał. Reżyser wbrew pozorom nie pokazuje bowiem konfliktu między tradycją a nowoczesnością (tematu ważkiego, gdy porusza się kwestię adiwasi). Konflikt, jaki przyciąga jego uwagę, to stagnacja kontra zmiana. Problem nieumiejętności porzucenia sposobów na życie, które były znane i bezpieczne. Nie dlatego, że nie dysponuje się potencjałem, możliwościami, a za sprawą barier wewnątrz siebie. Dugajja i Ganappa – wbrew swym doniośle brzmiącym deklaracjom – nie zostają na Wzgórzu Sity dla siły wyższej. Ich motywacja jest stricte materialistyczna, co zresztą przyznają sami – tutaj, służąc na rzecz miejscowej społeczności byli kimś. Mieli pozycję. Ludzie się z nimi liczyli. Gdy się przeniosą do miasta, zasilą tylko szeregi wielu próbujących związać koniec z końcem. Na swojej wyspie rozumieją, co niesie która pora roku, znają naturę i jej prawa. Na zewnątrz czai się nieoswojony, wrogi świat, gdzie ich umiejętności mogą nie wystarczyć.
Z biernością, z jaką mężczyźni poddają się losowi, kontrastuje żywiołowość i żywotność Nagi. Otwartość jej umysłu, gotowość, by znaleźć kompromisowe rozwiązanie. Soundarya, tragicznie zmarła aktorka, oddaje charakter tej postaci oszczędnymi, ale jakże wymownymi środkami. Z Nagi świetnie uzupełnia się Kriszna – który również ucieleśnia tu, paradoksalnie z uwagi na swoją trudną historię – żywotność, determinację wolę walki i przetrwania. Jest też symbolem zmian – przybyszem z tego obcego, nowoczesnego świata, którego blichtr w odczuciu małżonka mami i zwodzi Nagi. Zażyłość i porozumienie, jakie połączy kobietę z przybyszem, podkreśla jej wolę życia i rozdźwięk, między radosnością, energią Nagi, a stagnacją, która pęta jej najbliższych.
Zważywszy na emocje napędzające bohaterów i ich motywacje, ogląda się film z nieuchronnym przeczuciem klęski. Gdy Ganapa po ciągu dramatycznych wydarzeń uświadamia sobie własną słabość oraz tchórzostwo w rozmowie z żoną, pojawia się promień nadziei – oto można przełamać sztywność myślenia. Ale chwila iluminacji mija, a bohater poddaje się w wywołujący politowanie i wściekłość sposób. Jednak Nagi walczy dalej, wierzy bowiem w sens tej walki. Walczy, bo taki jest jeden z najpierwotniejszych mechanizmów – wola przetrwania. Lecz sens jej walki zostaje zakwestionowany. A obserwując twarz bohaterki w finałowych scenach nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie, czy było warto. A jeszcze trudniej, czy nie ustanie w swojej walce.
Pingback: Gulabi Talkies (2008) – Wobec przemian | Hunterwali