Za sprawa Premam Nivin Pauly kontynuuje swoją dobrą passę projektów, które jak magnes przyciągają publiczność. Film utrzymał się na keralskich ekranach ponad 120 dni, a w Tamil Nadu w jednym z ćennajskich kin na liczniku odnotowano 245 dni wyświetlania (świeżo też twórcy się chwalili, że film wraca do repertuaru). Nietrudno się takiemu stanowi rzeczy dziwić, bo to sympatyczna, lekka opowieść, i choć niewymykająca się poza ramy konwencji, opowiedziana z pomysłem, w odpowiednich proporcjach łącząca humor z romansem i szczyptą dramatu, z rozbrajającym bohaterem, która spodoba się przede wszystkim widowni mainstreamowej, ale i nie obrazi tej bardziej wymagającej.
Tytuł sugeruje, że będzie mowa o miłości – i to sugeruje całkiem słusznie.
Reżyser, Alphonse Putharen, który debiutował bardzo dobrze przyjętą czarną komedią Neram, pokazuje tu różne oblicza uczucia… czy raczej różne sposoby, na jakie je przeżywamy na poszczególnych etapach życia. Szczenięce zauroczenia, pierwsze rozczarowania, nagłe porażenia, kiełkujące więzi, wybieranie partnera na dobre oraz rozliczne patenty na zwrócenie na siebie damskiej uwagi – naszym przewodnikiem po świecie powyższych będzie George (Nivin Pauly). Poznajemy go jako gapowatego małolata, wzdychającego do szkolnej koleżanki. Potem oglądamy zmanierowanego studenta, którego bardziej zajmuje balangowanie z kumplami, a nie nauka, aż zadurza się w wykładowczyni. A na końcu nieco melancholijnego dorosłego, poważnego człowieka zajętego pracą, co w końcu musi poukładać swoje życie uczuciowe.
Premam jest komedią romantyczną z ciekawą strukturą, a poza perypetiami damsko-męskimi istotnymi elementami są kumpelska przyjaźń oraz trochę słodko-gorzkich refleksji o dorastaniu. Ewolucja bohatera, pokazanie jego dorastania, dojrzewania, wydały mi się zresztą nakreślone najbardziej wyraziście – co też dużą zasługą charyzmy Nivina, który zdecydowanie tu bryluje w każdym wcieleniu. Znacznie bladziej wypadają jego partnerki, Mary (Anupama Parmeshwaran) oraz Celine (Madonna Sebastian). Tylko debiutantka Sai Pallavi wcielająca się w Malar nie pozwala ukraść sobie show.
Humor nadaje wszystkiemu lekkości i uroku, podobnie zresztą przewijający się motyw motyla czy sposób wykorzystania na ekranie elementów typograficznych.
Bohaterowie są naturalni i zwyczajni, po normalnemu niegrzeczni (na ekranie w związku z tym nader często będzie się pojawiać tabliczka informacyjna o szkodliwości picia i palenia;)), a z ich codziennością młodej widowni indyjskiej na pewno było łatwo się utożsamić. Pisano, że dla niektórych stał się to film kultowy i że ochoczo przerzucano się dialogami.
Można oczywiście narzekać na uproszczenia – miłosne historie, pomimo dość znacznego ekranowego czasu (zdecydowanie przydałoby się trochę więcej cięć montażowych) – nie są nadto pogłębione. Ale też miała to być przede wszystkim pozycja rozrywkowa. I swoją rolę spełnia.
Warto przy okazji zapamiętać nazwisko producenta. Anwar Rasheed, nota bene zdolny reżyser (odpowiadał za segmenty w nowelowych Anchu Sundharikal i Kerala Cafe oraz pełnometrażowy Ustad Hotel), wydaje się zmieniać w złoto, czegokolwiek się dotknie. W 2014 to właśnie jego firmie produkcyjnej zawdzięczaliśmy Bangalore Days.
Akurat segment Rasheeda w Anchu Sundarikal był jednym z najsłabszych w filmie.
Nie rozumiem tez jak można nie wspomnieć o cameo reżysera w Premam :P Tudzież o cudownym epizodzie inszego reżysera w roli ojca bohatera :D
Musiałam coś zostawić dla Ciebie, bo się obijasz:P
Well.., fakt, że jak w niektórych przypadkach mam po prostu ochotę odesłać do Twojej recenzji to nie jest ten casus^^ Ale nie nazwałabym obijaniem się dzielnego zaliczania pierwszego semestru poważnych studiów :P Anyway na razie chcę skończyć podsumowanie roku na południu, a co potem (na feriach^^) to się zobaczy.
Film pieknie nakrecony (te kolory), ale zdecydowanie za dlugi!!! Po pewnym czasie meczy!