Chotushkone przyniosło Srijitowi Mukherji zeszłoroczną National Award za reżyserię. I laur jest jak najbardziej zasłużony. To świetnie poprowadzony film, z pomysłową narracją, doborowym zespołem aktorskim i przemyślaną konstrukcją, stanowiący układankę, w której każdy element ma swoje miejsce. A nade wszystko jest to inteligentna zabawa kinem i opowieścią jako taką.
Czwórka reżyserów – uznani wyjadacze Trina (Aparna Sen), Shakyo (Goutam Ghosh), Dipta (Chiranjeet Chakraborty) oraz stosunkowo nowy w branży Joybrata (Parambrata Chatterjee, częsty współpracownik Mukerjiego) – zostaje zaproszona przez tajemniczego producenta do udziału we wspólnym projekcie. Ma to być film nowelowy. Twórcy właściwie mają pełną swobodę co do tematyki i formuły swojej historii. Muszą w niej tylko zawrzeć motyw śmierci.
Producent wymaga również, by cała czwórka przyjechała do jego podmiejskiej posiadłości, gdzie dogadają detale i zgłoszą wstępne pomysły.
Wszyscy się oczywiście znają, nieraz razem pracowali, mają pozycję i ogromne doświadczenie. Choć we wspólnej przeszłości pogrzebane są dawne konflikty i nieporozumienia, podchodzą do sprawy jak na zawodowców przystało. A zawodowo rozumieją się doskonale. Wyruszają na spotkanie z producentem. U kresu podróży przyjdzie im jednak zmierzyć się z czymś więcej niż tylko twórczym wyzwaniem.
Choć taki opis mógłby tyczyć niezależnej festiwalowej produkcji wagi ciężkiej, Srijit Mukherji doskonale odnajduje się na terytorium kina rozrywkowego – co oczywiście nie znaczy głupiego. Inteligentnie bawi się konwencjami, w tym thrillera, ale też nade wszystko strukturą narracji. I serwuje widzom więcej niż jedną opowieść.
Z napisami początkowymi śledzimy frapującą scenę z przeszłości, nakręconą w przygaszonych barwach. Ale długo jeszcze nie poznamy jej związku z fabułą. We współczesną narrację wpleciona jest zaś czarno-biała historia retro ze świata filmowców – której funkcja również pozostaje nieoczywista. Czy wspominamy zdarzenia, jakie niegdyś się rozegrały? A może to film – istniejący albo taki, który dopiero ma powstać?
Bo Chotushkone niczym szkatułka kryje w sobie inne historie. Gdy reżyserzy referują koncepty swoich segmentów powstającego projektu, na ekranie oglądamy krótkometrażówki – każda monochromatyczna, zrealizowana z użyciem innego filtra, o innym charakterze, oddającym osobowość danego twórcy.
I same pomysły na te stanowiące zamkniętą, dobrze spuentowaną całość opowiastki są bardzo udane – choćby historia ze scenarzystą specjalizującym się w „kończeniu” wątków serialowych postaci.
Oczywiście Mukherji wykorzystuje okazję do żonglerki nawiązaniami i aluzjami – ale czy zgromadziwszy taką obsadę miał inne wyjście?
W Chotushkone oglądamy śmietankę bengalskiego przemysłu, artystów, którzy – podobnie jak ich scenariuszowe wersje – reżyserują oraz grają. Przykładowo Aparny Sen nie trzeba przedstawiać nawet osobom nieszczególnie obytym z bengalską kinematografią. Goutam Ghosh na swoim koncie ma sztandarowy dla nurtu parallel film w języku hindi Paar (nagrodzony w Wenecji) oraz ważny obraz telugu Maa bhoomi. A na drugim planie pojawia się Kaushik Ganguly, dla mnie obok Srijita Mukherji jeden z ciekawszych współczesnych bengalskich reżyserów.
Wszystko jest też pretekstem do zastanowienia się nad relacją między prawdziwym życiem a dziełem oraz przebiegiem procesu twórczego, źródłami inspiracji. Świetnie rozegrane są kształtowanie się pomysłu czy też twórczy ferment dyskusji. A Mukherji dodatkowo bawi się formą. Choćby na początku jednej z krótkometrażówek – referujący swój pomysł reżyser jest obecny w kadrze i stopniowo konstruuje ekranowego bohatera, dodając kolejne charakteryzujące go rekwizyty.
Przyjęta konwencja niby nie stwarzała przestrzeni dla typowych sekwencji muzycznych – ale bawiąc się kinem, i na to Mukherji znalazł receptę. W części czarno-białej znalazła się sekwencja nagrywania klipu – pięknej, klasycznej piosenki w stylistyce dawno minionej ery.
Inteligentnie, nieszablonowo, z dużą warsztatową świadomością. Nie pierwszy raz tak można podsumować film Mukherjiego.
„Inteligentnie, nieszablonowo, z dużą warsztatową świadomością. Nie pierwszy raz tak można podsumować film Mukherjiego.” – A ja sądziłam,że dotąd miałaś jednak problem z Srijitowymi filmami :P
Mnie się w ‚Chotushkone’ nie do końca podobało rozegranie finału, jestem za to megafanką duetu i relacji Sen-Chakraborty :)