Dhoom 3 (2013) – Syn dyrektora cyrku

dhhom posterPierwsze dwie odsłony Dhooma charakteryzowało to, czego oczekujemy od czysto rozrywkowej produkcji. Atrakcyjna obsada, chwytliwa muzyka , dobre tempo, sprawnie zrealizowane sceny akcji i bohaterowie, których chciało się oglądać wbrew wszelkim niedorzecznościom fabuły. Te ostatnie zresztą nie miały najmniejszego znaczenia – przy takiej dozie dystansu i humoru. Czas mijał szybko przy rozpędzonej akcji, a kibicowało się zarówno tym dobrym, jak i złym.
Dhoom 2 – mimo atrakcyjności – zaczął jednak niestety zdradzać pewne objawy wyczerpania formuły. Trzeci film w cyklu obnaża bezlitośnie, że nie była to z założenia seria. Sprawia wręcz wrażenie, jakby na gwałt szukano pośród gotowców jakiegoś pomysłu ba fabułę, a potem – niedbałymi szwami – dołatano starych bohaterów. Zważywszy na niedawno nagłośnione w mediach oskarżenia o kradzież scenariusza młodego twórcy, jakie padły pod adresem Yash Raj Films, oraz fakt, że postacie Jaia i Aliego są totalnie zbędne, wydaje się to całkiem prawdopodobne.

dhoom-3-film-049Zaczynamy od wprowadzającej retrospekcji. W scenerii malowniczego zaśnieżonego Chicago ulicą pędzi zziębnięty urwis niczym żywcem wyjęty z powieści Dickensa – choć cofamy się raptem do lat 90., nie XIX wieku. Wełniana marynarka, kaszkiet, rękawiczki bez palców. Pojawia się w kantorku lichwiarza… no dobra, prawie. Pojawia się w lombardzie, którego właściciel (o aparycji George’a R. Martina) jak rasowy wyzyskiwacz sierot oferuje chłopcu skandalicznie niską stawkę. Chwilę później okazuje się, że mały bohater nie jest sierotą, co podpowiadały dickensowskie skojarzenia, a – co za spełnienie dziecinnych marzeń – synem dyrektora cyrku (Jackie Shroff). Jedynego w swoim rodzaju Wielkiego Cyrku Indyjskiego w Chicago, który nie objeżdża świata z występami, a ma stałą siedzibę w gmaszysku, jakiego nie powstydziłby się teatr operowy (prywatnie Shedd Aquarium, jedno z największych zadaszonych akwariów). Jednak, drodzy widzowie, nie oczekujcie sielanki z życia artystycznej trupy. Oto cyrk podupadł i jest w tarapatach finansowych. Jego los spoczął w rękach Ponurego Pana Z Banku, który ma zadecydować o prolongacie spłaty długu. (Czy też kolejnej pożyczce, trochę się pogubiłam).

shroffW zastępstwie rozmów biznesowych delegacja z banku (panu Ponurakowi towarzyszy dwójka nieco bardziej entuzjastycznych towarzyszy) dostaje specjalny pokaz. Ma on dowieść, że przed cyrkiem jest jeszcze świetlana przyszłość i będzie wypłacalny.
Cóż, wobec miałkości widowiska, jakie im zostaje zaprezentowane (z komentarzem, jakich to wyjątkowych wyjątkowości są świadkami) , trzeba by absolutnego zawieszenia niewiary, by nie sympatyzować z Ponurym Panem Z Banku, który rzecz jasna nie jest skłonny do pomocy.
Co na to dyrektor cyrku? W akcie desperacji sięga po pistolet… i wypala sobie w głowę. Na oczach małego synka, jakże by inaczej. (I pewno z myślą o zabezpieczeniu jego przyszłości, bo przecież sierota zawsze kogoś obejdzie, a dziecko bankruta niekoniecznie).

gdggNa tym kończy się wprowadzenie i zaczyna się czołówka. Startuje pomysłowo, bez muzyki, w stylistyce STOMP-a. Ale i tu nagle siada napięcie i brakuje kulminacji. Później przenosimy się już do współczesności i oglądamy kolejną wielką akcję Jaia i Aliego – nim nasi policyjni ulubieńcy zostaną wezwani do Chicago, by pomóc tamtejszej blondwłosej i czerwonoustej funkcjonariuszce schwytać nieuchwytnego rabusia banków (Aamir Khan). Rabuś, nie wiedzieć czemu, bank upodobał sobie tylko jeden, skradzione pieniądze rozdaje biednym, i zostawia osobliwą sygnaturę – tekst w hindi oraz cyrkową maskę. Jakieś pomysły, jaka jest jego tożsamość? Bingo, to – dorosły już – syn dyrektora cyrku. A bank, osobliwa sprawa, to ten sam bank, jaki oglądaliśmy we wprowadzeniu, reprezentowany przez tego samego Ponurego Pana a że ten był leciwy już w owych latach 90., nie zmienił się z upływem czasu ani o jotę). Zdradzam zaś to wszystko tak niefrasobliwie, bo wyłożone jest jasno i klarownie od samego początku.

Osią fabuły jest więc zabawa w kotka i myszkę (tudzież policjantów i złodziei), która doprowadzić ma do ujęcia rabusia. Jest nawet fabularny twist (acz zapożyczony, niezbyt zresztą zgrabnie, z pewnej głośnej brytyjskiej powieści z całkiem udaną hollywoodzką ekranizacją). A pomiędzy dostajemy nieco teatralnego akrobatycznego show. (Great Indian Circus istnieje i ma się dobrze, najwyraźniej pod wodzą małoletniego zaczął wyśmienicie prosperować. Cóż, dyrektor miał pewnikiem niezłą polisę na życie, a małoletni biznesową smykałkę). Pojawia się też niby-wątek romantyczny z piękną i gibką Aaliyą (Katrina Kaif). I tak przez prawie trzy godziny.

imagesNiby wszystko jest na miejscu, bo Kasia wygląda gorąco, pościg goni pościg, a ścigamy się na lądzie i wodzie, i w powietrzu, do tego z użyciem gadżetów, jakich Bond i agent Vinod by się nie powstydzili, tu strzelanina, tam coś spektakularnie wybucha, gwiazdy mamy takie i owakie… ale niestety, brak dramaturgii, umiejętnie zbudowanego napięcia. I – co grzechem jest w wypadku takiego kina absolutnym – mimo tych wszystkich fajerwerków tempo co rusz siada, a z ekranu wieje nudą. A częstość sięgania po wyeksploatowany do bólu slow motion jeszcze przed intermission doprowadza do szewskiej pasji.

Do tego dochodzi poważny błąd obsadowy, jakim było zatrudnienie Aamira Khana. Co przyznaję z ciężkim sercem, bo to mój ulubieniec, jeśli chodzi o tych najbardziej popularnych. Aamir swoją osobowością i postacią przytłacza, nie zostawiając miejsca dla nikogo ani niczego innego. Gra przy tym z irytującą, chwilami groteskowo śmieszną manierą, której nie oczekiwałam u aktora tej klasy. To nie jest trzeci Dhoom. To Ja, Aamir (bo nawet nie Sahir, w którego się wciela). Jest tak, jakby reżyser pozwolił swojej gwieździe na dużą dozę autonomii i decydowanie o rozwiązaniach fabularnych – i sprawy wymknęły mu się spod kontroli.
dhoom-3Dla Abisheka Bachchana i Udaya Chopry nie ma tu przestrzeni. Choć może to i dobrze, zważywszy że postać tego drugiego jest już tylko irytującą i nieśmieszną marionetką. I niestety, bez nich ta fabuła by się doskonale obyła. Bohaterkę Katriny ograniczono do pozbawionego charakteru ozdobnika.

Obraz katastrofy dopełniają fatalne dialogi. Widowni kinowej jednak to wszystko nie przeszkadzało, bo film pobił kolejne rekordy kasowe. Co niestety oznacza, że pewno czeka nas jeszcze cześć czwarta.

21 uwag do wpisu “Dhoom 3 (2013) – Syn dyrektora cyrku

  1. Ja w sprawie Aamira: serio było to dla Ciebie takie zaskoczenie? Bo ja tendencje do ‚hammingu’ obserwuję u Aamira już od dawna. Widać te ‚predyspozycje’ po oldskulowych rolach, ale i choćby we fragmentach ‚3 idiotów’ (bo całości nie znam:P). I fakt, że potrafi to kontrolować przy poważniejszych rolach (a przynajmniej niektórych) nie sprawia, że mu tamten ‚talent’ zanika (podobnie jak zresztą SRK). To samo tyczy jego ‚rozpychania się’, znaczy tak naprawdę to, co ostatnio Aamir robi – z wyjątkiem chyba jednego ‚Dhobi Ghat’ – to są rzeczy sfocusowane przede wszystkim na Aamira (też choćby casus niby multistarrowego ‚3 idiots’). A pozycję ma taką, że raczej trudno liczyć na to, że jakiś reżyser ‚weźmie to w ryzy’- raczej będzie zachwycony, że ‚wielki Aamir’ zechciał z nim pracować (jedynym wyjątkiem zdaje się tu być Aamirowa żona;)). Myślę, że Aamir cierpi na podobną ‚chorobę’ jak ostatnio Kamal – za dużo może i serio uwierzył, że jest genialny :P

  2. Ojej, ojej. Ile dobra i słuszności w jednym miejscu. Może tylko czepnąłbym się jednej merytorycznej sprawy: czołówka ze stepowaniem zaczyna się dopiero po obrobieniu banku w Chicago i pościgu za Aamirem (realizowanym zresztą według mojej ulubionej zasady „zwolnione tempo w czasie rzeczywistym”, którą kino hindi od dawna stoi). No i niestety przy „Dhoom Again” wypada bladziutko niestety. W ogóle misiowie z Yash Raj Films chyba zapomnieli o tym, że „Dhoom 2” zrobił im tak naprawdę Hrithik, no i teraz każdy, kto będzie próbował wejść w jego buty, będzie skazany na porażkę.
    W trzeciej części dodatkowym nieszczęściem okazało się obsadzenie Aamira. Rzeczywiście, potężny overacting, przerost ego i skłonność do popisywania się „patrzcie, jaki to ja jestem doskonały w tej roli, jak ja się wczuwam” w połączeniu z mizernym efektem końcowym pogrążyły ten film straszliwie. Miałem wrażenie, że on się tu spina identycznie jak w „Ghajini” i tak samo wygląda to sztucznie, nienaturalnie i drętwo. A do tego kompletnie nie pasuje do koncepcji całej serii. W dwóch poprzednich częściach byli włamywacze, którym bliżej było do beztroskich rozrabiaków dokonujących kradzieży dla przyjemności ryzyka, niż do bezwzględnych gangsterów. A tutaj nagle pojawia się Dramatyczny Dramat z ojcem samobójcą, autystycznym bratem i zemstą po latach. No i pompatycznym finałem. Zieeeeew.
    Ale kłopot w tym, że Aamir to nie jedyna bolączka „Dhoom 3”. Właściwie ten film składa się z samych bolączek, bo nic, ale to nic, z piosenkami włącznie, nie działa w nim jak powinno. Że będzie źle, wiedziałem, odkąd w zwiastunie pojawił się Jackie Shroff (bo Jackie od paru lat jest konsekwentny i nie występuje w filmach powyżej pewnego poziomu; sama jego obecność gwarantuje należyty ładunek żenady). Ale nie miałem pojęcia, że będzie źle aż do tego stopnia! Może to efekt zmiany reżysera (pan, który nakręcił „Dhoom 3”, wcześniej wsławił się katastrofą pt. „Tashan”). A może efekt coraz dziwniejszej polityki Yash Raj Films (czy oni w ciągu ostatnich paru lat wypuścili cokolwiek, co nadawałoby się do oglądania?). Nie wiem. W każdym razie z ekranu faktycznie wiało nudą do tego stopnia, że nawet wspomaganie nie pomogło. A mam dobre porównanie, bo ostatnio zaserwowałem sobie „Krrisha 3” (pierwsza połowa bez dopingu, po intermission już nie – różnica optyki diametralna) i to też było zueeee, ale jakby inaczej. Rakesh Roshan to człowiek, dla którego lata 90. nie skończyły się nigdy i jest w tym przynajmniej konsekwentny. Może dlatego jego filmy są tak rozbrajająco urocze. „Dhoom 3” taki nie jest. Próbuje być na siłę nowoczesny i światowo-hollywoodzki, no i bardzo, ale to bardzo mu to nie wychodzi. A formuła utworzona w części drugiej nie nadaje się do kontynuacji.
    Coraz realniejsza wydaje mi się wizja z „Om Shanti Om” – że jeśli powstanie piąta część „Dhoom”, to Abiszkowego bohatera nie będzie w niej wcale. Bo to już się właściwie stało.

    PS natury ogólniejszej: nie wiem, czy to mi się psuje spojrzenie, czy w ciągu ostatnich paru lat kino bolly jakoś potwornie zeszło na psy. Ktoś mógłby mi podsunąć jakiś tytuł z mainstreamowego nurtu, który nie waliłby żenadą na kilometr?

    • A GGG się na mainstream kwalifikuje? (bo ja nieraz miewam problem z orzeczeniem, czy to jeszcze czy już nie ‚główny nurt’. A w Kerali w ogóle w większości z osądzeniem, co jest mainstreamem a co niszą:D)

      • GGG? A co to?
        A jeszcze odnośnie Aamira: czasami, rzadko, bo rzadko, ale zdarza się, że choć mąż Kiran Rao straszliwie się szarogęsi, znajdzie się ktoś w tle, kto nie da mu się zdominować. Tak na przykład było w „Talaash”, gdzie zagrał Nawazuddin Siddiqui (serduszka!) i na dobrą sprawę stworzył własny film i własną historię. W „Dhoom 3” nie było nikogo takiego, a na domiar złego Aamir miał nad innymi (hm, by tak najogólniej rzec) przewagę liczebną.
        Naprawdę nie chciałbym wygłaszać jakichś złych uwag o indyjskiej publiczności, ale dlaczego „Dhoom 3” stał się takim hiciorem, nie zrozumiem nigdy.

  3. Długo kombinowałam, co to może być GGG, i chyba tylko „Go Goa Gone” mnie wychodzi:D Ale to raczej kumpelski wybryk niż kino masowego rażenia:D. I no dobra, masa żenady powstaje, ale przecież „Bombay Talkies” było w porządku, „English Vinglish” też przecie nie kino artystyczne, „Highway” jest w porządku.

    • No dobra, ale mię chodzi o to takie kino naprawdę masowo-masowe, z gwiazdorami i gwiazduniami. Takie, jakim jeszcze parę lat temu było między innymi „Bunty i Babli”, „Salaam Namaste” czy „Jestem przy tobie”. Czyli tak zwane „typowe bolly” (przepadałem za tym określeniem w czasach forumowych). „Bombay Talkies” i „English Vinglish” to jest jednak wykrok w stronę kina autorskiego, podobnie jak z widzianych przeze mnie ostatnio „David” (muzyka świetna, Vikram boski, ale sam film, hmmm, ciszej nad tą trumną). O „Highway” nic nie wiem, bo nie widziałem, ale zwiastun raczej „typowego bolly” nie zapowiada.

      BTW, Szafranka, Tobie się to nawiązanie do „Syna cyrku” w tytule udało tak samo z siebie czy celowo?

  4. Haha, ale nie nawiązywałam do Irvinga, a do Gaardera:D I fakt, „Highway” też typowe nie jest i w rozkroku między kinem komercyjnym, a takim „bardziej”. Może to jest jakiś sygnał? Że gdzieś tendencje dryfują? I twórcy coraz częściej próbują inaczej? A z komercyjnych komercyjniaków zobaczymy, jak tam „Kick” wypadnie, hehe;).

    • To ja jeszcze OMG i Special 26 dołożę. I na pograniczu też Kai po che. Zgadzam się natomiast, że to chyba sygnał, że bardziej się teraz sprawdza kino bardziej gatunkowe od klasycznych masali (czyli worka ‚wszystkiego z wszystkim’)
      I jak Kick wypadnie to ja wiem już teraz :P Z pustego i Salomon nie naleje, a już Salman z Sajidem na pewno. Chyba że ktoś se założy bardzo optymistyczne ‚okulary statysty’^^

      • OMG? Niby jest w kolejce do obejrzenia, ale może jednak zdecyduję się raczej na australijski oryginał niż na bollywoodzką podróbkę. No i perspektywa obejrzenia Akshaya Kumara choćby w epizodzie to jest jednak zbyt wielka groza jak dla mnie.
        Zgadzam się oczywiście, że jak się widziało jednego hirołowca z Salmanem, to się widziało wszystkie, zresztą zwiastun chyba wyraźnie pokazuje, czego należy się spodziewać. Więc też nie robię sobie po Kick zbyt wielkich nadziei (choć pewnie i tak obejrzę ze względu na Nawazuddina).
        Ostatnio IMDb mi wyrzuca w zwiastunach kolejne zajawki bolly (m.in. Mardaani), co ma tę zaletę, że są napisy, ale poza tym niestety nie mogę powiedzieć, żeby to był jakiś porządny jakościowo towar (Humshakals, brrr). Rzeczywiście ciekawiej robi się w kinie autorskim (Haider!!!). Tylko co z tego, skoro pieniądze robią właśnie takie arcydzieła, jak Ek Tha Tiger i Dhoom 3.

    • A. A to przepraszam.
      Jeszcze zaś co do „Dhoom 3”. [SPOILER ALERT!!!] Jakby ktoś mi wytłumaczył, jak oni w ciągu jednej nocy dojechali na tych motorkach z Chicago na tę wielgachną zaporę w Szwajcarii. Bo to mi do tej pory spokoju nie daje, nawet bardziej niż kwestia, skąd Abiszek wiedział, jak ich tam znaleźć.

      • No i tak to jest jak ktoś z definicji filmy z Akshayem omija szerokim łukiem :P Tymczasem należy tu rozróżnić filmy, w których po prostu gra (i te owszem omijać:P) i te, które tez produkuje. Bo to całkiem inne pary kaloszy są. Bo Akshay produkuje ewidentnie dla satysfakcji, na innych zasadach i na dodatek – czego o produkcjach Aamira czy SRK powiedzieć nie można – się w nich ‚nie rozpycha’, zostawiając bardzo dużo miejsca lepszym aktorom od siebie (a mniej popularnym). A to u ichniejszych starów naprawdę rzadkość.

  5. Okulary followersa i stalkera, hejterko:P O i racja, OMG bardzo zacne było. „Kai Po Che” też wrzuciłabym do tych hybryd, Abiszek kierował się swoim instynktem gliny. I stąd wiedział. A Szwajcaria jest przecież blisko Chicago, pewno tunelem można przejechać, jak z Anglii do Francji;). Ja bym chciała wiedzieć, kto Aamirowi projektował te wszytkie środki transportu:D:D:D

    • E tam, hejterko od razu :D. Po prostu patrzę rzeczowiej. I z perspektywy mniej więcej orientacji w telugowym oryginale:P A bolly remaki są z definicji gorsze (chyba że zabiera się za nie dobry reżyser, twórczy, z jakimś autorskim konceptem, a chyba nawet Ty nie zaliczysz do takowych Sajida, prawda?^^)

  6. I jak on właściwie rabował te banki, że pieniądze przez ścianę wylatywały na ulicę.
    I jakim cudem liczył na to, że bank nie pokryje sobie strat z ubezpieczenia.
    I jak z sieroty pozbawionego dachu nad głową został milionerem z transformującymi motorami.
    I jak był w stanie ukryć przed światem istnienie… wiadomo kogo.
    I na jakiej zasadzie Katrina odziedziczyła po nim cały ten majdan. I po co.

    I co się właściwie stało z Rimii Sen i nienarodzonym (?) dzieckiem Abiszka z poprzedniej części.
    Pytania, tyle pytań.

  7. No sori, ale jak się najpierw stwierdza, że na Abishka już prawie miejsca nie ma to dziwne byłoby, gdyby w ogóle było na żonę^^ Aha, i co do listy oczekiwanych premier: u mnie jednak Hajder już następnego dnia musiał ustąpić miejsca Finding Fanny <3

    • Naprawdę? Ze trzy razy oglądałem ten zwiastun, próbując znaleźć cokolwiek, co mogłoby mnie zachęcić (bo może za pierwszym razem coś przeoczyłem). I nie udało się.

  8. Ratunku! Kolega mnie na maraton „Dhoomów” woła. 1 i 2 chętnie obejrzę, ale on chce 3 oglądać! O.O Boję się. Moja wątroba tego nie wytrzyma. :(

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.