Bengalczyk Shoojit Sircar, pomimo potknięć takich jak Madras Cafe, zdążył już wyrobić sobie w kinie hindi markę – jako reżyser przewrotnej komedii Vicky Donor, komediodramatu Piku, w którym Big B. i Deepika Padukone brawurowo odegrali relację ojciec-córka czy producent oraz współscenarzysta Pink – wskazywanego przez wielu indyjskich dziennikarzy jako jedna z ważniejszych produkcji 2016 roku i istotny filmowy głos w kwestii praw kobiet.
Jego najnowsza propozycja to October – kameralny melodramat, który w Indiach jak na razie zebrał wiele entuzjastycznych opinii, i to zarówno widzów, jak i krytyki. Podobnie jak w Piku Sircara bardziej obchodzi podglądanie życia i relacji między bohaterami, więc fabularnie nie dzieje się wiele. Obdarzony wybuchowym temperamentem lekkoduch Dan (zaskakująco dobry Varun Dhavan) jest uczestnikiem stażu dla personelu w ekskluzywnym hotelu w Delhi. Nie lubi tej pracy i nie ma do niej serca. Z trudem znosi kaprysy klientów, nie angażuje się, kwestionuje decyzje przełożonych i łatwo popada w niepotrzebne konflikty. Trudno właściwie uwierzyć, że przy swoich wyskokach chłopak w ogóle może liczyć na wyrozumiałość przełożonych. Nonszalanckie podejście Dana kontrastuje z postawą ambitnej i zdolnej Shiuli (debiutująca Banita Sandhu). Za sprawą tragicznego w skutkach wypadku pogrążona w śpiączce Shiuli trafi do szpitala, co skłoni chłopaka do przewartościowania dotychczasowego życia.
Reżyser miał ambitne zamiary opowiedzenia inaczej historii, która w innych rękach łatwo mogła zmienić się w łzawy melodramat. Uniknął sztampy i łatwych emocjonalnych manipulacji, bardziej zainteresowany pokazaniem ulotności i przemijania. Ale też nie do końca wyszedł z tej próby zwycięsko. Sircar w October zatrzymuje się gdzieś pomiędzy ambitniejszym mainstreamem a arthouse’em i nie może zdecydować, w którą stronę ruszyć. Przez to dostajemy film nierówny, który zadaje frapujące pytania i stawia bohaterów przed interesującymi wyborami, by po chwili irytować niepotrzebnymi scenami czy przeskokami konwencji. Za często reżyser sięga po sztuczki z repertuaru serialu medycznego, z ludźmi w kitlach rzucającymi podejrzanie brzmiącymi terminami na tle szpitalnych łóżek i szumu aparatury. Niewiele w tym wiarygodności, a dużo efekciarstwa. A da się sprowadzić te elementy do rozsądnego minimum, co pokazał zeszłoroczny niezależny przebój The Big Sick (w polskich kinach pokazywany jako I tak cię kocham). Drażnią też sceny z Danem znienacka popisującym się nabytą – nie wiadomo kiedy i jak – wiedzą medyczną.
O wiele ciekawsze są te momenty, kiedy reżyser pozwala bohaterowi zagubienie i niezgodę na rzeczywistość przykryć dociekaniem odpowiedzi na pewne obsesyjnie powracające pytanie czy słuchać lekarza czyniącego rozróżnienie między świadomością w sensie medycznym a tą rozumianą jako dusza. Czy też gdy w pozbawionych dialogu scenach konfrontuje go ze słabością ciała i fizjologią.
Ogromne przestrzenie szpitala i hotelu symbolicznie reprezentują wielkomiejską anonimowość i brak więzi. Ich sterylną przestrzeń znakomicie pokazuje operator, a swoim zapatrzeniem w drobne uroki codzienności October przypomina znakomity bengalski Asha Jaoar Majhe (Labour of Love) Sengupty.
Kapitalna jest rozmowa matek Shiuli i Dana, podczas której ta zwierza się z rodzicielskiego lęku o wieź z dorastającymi i opuszczającymi dom dziećmi. (Przy okazji warto zwrócić uwagę, że jako matka Shiuli aktorsko debiutuje Ginajali Rao, uznana reżyserka krótkometrażowych animacji).
Za dużo tu jednak pomysłów i epizodów, które nie układają się w zwartą koncepcyjną całość. October to po trosze kino o przyśpieszonym dojrzewaniu, poszukiwaniu sensu, przywiązaniu. O kruchości i pięknie, które łatwo przeoczyć. O więzi zbudowanej w kryzysie. Po trosze psychologiczna zagadka, w której pogubiono za dużo elementów. Wiele zostało do interpretacji widza, ale jednocześnie nie ma tej interpretacji do końca z czego budować.
Nie można jednak nie docenić, że reżyser próbuje znaleźć własną drogę i nie wychodzi naprzeciw gustom masowej widowni, a nawet bawi się jej oczekiwaniami. Zwracają też uwagę realistyczny obraz Delhi i mieszkających tam młodych ludzi, bez blichtru, bez pocztówkowych ujęć zabytków czy nurzania się w mroku niespokojnych dzielnic. I pokazane mimochodem, bez większego planu czy zamysłu, ciekawe i silne postaci kobiece na drugim planie.