Jallikattu (2019) – Wsteczna ewolucja

Lijo Jose Pellissery w ciągu ostatnich kilku lat wyrósł na jednego z najciekawszych keralskich twórców. Konsekwentnie szuka własnej drogi, to sięgając po nieszablonowe tematy (jak w Ee.Ma.Yau., gdzie w konwencji satyry mówił o mierzeniu się ze śmiercią), to bawiąc się formą oraz miejscem akcji – jak w Angamaly Diaries, gdzie z nerwem i werwą pokazywał prowincjonalny gang. W tym roku ponownie udało mu się nakręcić film, który trafia do wielu podsumowań najlepszych rodzimych produkcji obecnych na indyjskich ekranach w mijającym roku.
Jallikattu zaczerpnęło tytuł od tamilskiej tradycji, rodzaju zawodów sportowych, polegającej na poskromieniu (a właściwie powaleniu) byka wypuszczonego w tłum ludzi. Ale nawiązanie jest tylko symboliczne, bo nie o tę praktykę per se tu chodzi – pominę więc kwestie kontrowersji, jakie budzi, działań organizacji broniących praw zwierząt, legislacyjnego zamieszania względem zakazu organizowania, bo ten kontekst do odczytania filmu Pellissery’ego nie jest istotny.

Fabułę da się podsumować bardzo krótko, a oryginalność Jallikattu bierze się nie tyle z opowiedzianej historii, lecz tego jak została opowiedziana. Oto w keralskiej wiosce gdzieś w dystrykcie Idukki byk przeznaczony na rzeź ucieka, tratując uprawy i dobytek, a przy okazji budząc powszechne poruszenie. Mieszkańcy wsi będą go próbowali złapać, by zapobiec dalszym szkodom. Jednak choć ludzi jest zdecydowanie więcej, a zwierzę hodowlane nijak się nie równa z rozszalałą bestią, sprawy szybko zaczną się wymykać spod kontroli.
Choć poznajemy bliżej kilka postaci (jak choćby dwóch rzeźników, którzy mieli się zająć feralnym zwierzęciem), to żadna nie jest w pełni zindywidualizowana, a ich wątki są tylko pobieżnie nakreślone, wskazując często na typowe słabości ludzkiego charakteru, jak pielęgnowanie dawnych urazów, interesowność czy chciwość. Bohaterem jest tak naprawdę cała zbiorowość wioski. Film w żadnej mierze nie jest jednym z subtelnie nakreślonych porterów sielskiej i idyllicznej prowincji. Pellissery bowiem z gorączkowością i brawurą przenika mentalność tłumu, pokazując mechanizmy rządzące zachowaniami stadnymi – w ich najgorszym znaczeniu. Nie ma tu żadnej taryfy ulgowej, najmniejszej pobłażliwości, choć momentami wkrada się humor. Ale nie będziemy się tu z przymrużeniem oka podśmiewać z ludzkich słabostek. To bardziej dosadnie wyrażona przestroga czy też sarkastyczna, podszyta cynizmem refleksja, dokąd zmierza ludzkość. Reżyser mówi wprost – jako gatunek nie przechodzimy ostatnio ewolucji, a całkiem przeciwnie.

Pellissery ubrał swoją wizję w nietuzinkową formę. Niesfornie igra obrazem, muzyką, dźwiękiem, nadając pozornie zupełnie zwyczajnym scenom niezwyczajnego tonu. Wybija się szczególnie ów krajobraz dźwiękowy, gdzie dziwaczne odgłosy tworzą niepokojące kontrapunkty dla scen. Nie ma piosenek, nawet tle, są za to ciekawie wykorzystane partie chóralne. Atmosferę raptowności, rozgorączkowania podkreślają również zdjęcia. Jak przy okazji Angamaly Diaries reżyser z upodobaniem sięga po chaotyczne, rozedrgane sceny zbiorowe z udziałem licznych statystów. Tu to dodatkowo ujęcia nocne – i ogromne wrażenie robią te z ludźmi niosącymi przez las źródła światła. W szerokim planie wygląda to jak chmara świetlików. Doskonale rozegrana jest atmosfera narastającego poczucia zagrożenia, szaleństwa, kumulujących się emocji, a wreszcie utraty kontroli.

Reżyser nie kryje się ze swoimi poglądami politycznymi i można się tu dopatrzeć dodatkowych komentarzy wymierzonych przeciwko Indiom Modiego. Od sygnalizowania, że spożywanie wołowiny to coś jak najbardziej obecnego w keralskiej tradycji (wbrew narracji promowanej przez centralny rząd, jakoby było to coś w poprzek indyjskiej kultury), po krytykę zbiorowej przemoczy i kultury linczu. Wszystko to rozgrywa się jednak subtelnie i nie wprost, za fasadą formalnej zabawy. Jego celem jest głównie uwieść widza wizją, wciągnąć w ten szaleńczy, fascynujący wir obrazów i dźwięków, aż po mocno spuentowany finał. To niepokorne i niebanalne kino, które w ciekawy sposób rzuca pomost miedzy rozrywką a arthouse’em.

PS Film można w Polsce obejrzeć na Amazon Prime.

Odpowiedz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.