Wywiad z Rani Mukerji – Kobiety, które mają głos

 mardaani

Wchodzę do przestronnego pokoju. Rani Mukerji wita mnie ciepłym uśmiechem i bezpośrednim „Cześć”. Tego głosu, charakterystycznie chrapliwego, nie można pomylić. Zrelaksowana, siedzi przy niskim stoliku, otulając się ciepłym szalem.  Wygląda zjawiskowo, jak na ekranie – choć jest ubrana zupełnie swobodnie. Sprawia wrażenie kogoś dobrze mi znanego… a jednocześnie tkwi w niej jakaś tajemnica. Zastanawiam się, czy wyda mi się podobna do którejś ze swoich bohaterek.
Kładę groźnie wyglądający dyktafon z zewnętrznymi mikrofonami z boku, na blacie, nie chcę, żeby rzucał się w oczy. Jednak Rani bezceremonialnie go podnosi i przekłada na szeroką poręcz swojego fotela.

– Ależ możesz położyć go tutaj, skarbie – mówi i wskazuje mi najbliższe siebie miejsce.

Najpierw się przedstawiam – w hindi  – i dziękuję za zgodę na rozmowę. Rani jest rozbawiona.

– Cudownie, to urocze – powtarza.

Potem znów przechodzę na angielski i przepraszam, że moja znajomość hindi nie jest wystarczająca, by swobodnie rozmawiać, ale artystka zapewnia mnie życzliwie, że dobrze sobie poradziłam. Teraz śmiejemy się obie. Ja – ponieważ wiem, że komicznie się przejęzyczyłam.
Zaczynamy.

 

Joanna Kończak: Polski tytuł Mardaani to Nieustraszona. Ten oryginalny, zaczerpnięty z wiersza Khoob ladi mardaani…

 

Rani Mukherji: …Khoob ladi mardani woh to Jhansi wali Rani thi…

 

…ma o wiele głębsze znaczenie.

 

Owszem. Ten wiersz jest zainspirowany podaniami o królowej Dźhansi. Była ona nieulękłą księżniczką, która żyła w XIX wieku i walczyła przeciwko brytyjskiemu panowaniu, również w czasie powstania sipajów. To niezwykle słynna postać. W każdym indyjskim podręczniku do historii znajdziesz poświęcony jej rozdział. Rani Lakszmibhai z Dźhansi. Istnieje pewien jej szczególnie słynny wizerunek, który jest reprodukowany w książkach. Królowa, dzierżąca miecz, siedzi na końskim grzbiecie, z dzieckiem uwiązanym chustą za plecami. Taki jej obraz mamy w świadomości, wiemy o niej to, że bez lęku walczyła na polu bitwy. Oczywiście gdy zaczęliśmy pracować nad filmem o inspektor policji, nie mogliśmy sobie wyobrazić lepszego punktu odniesienia. Królowa była poważaną i silną kobietą. Stąd właśnie słowo „mardani”.

 

Siła królowej nie ograniczała się do walki, ale też dotyczyła jej psychiki. Czy podobnie jest z twoją postacią w Mardaani?

 

Tak, zdecydowanie.

 

Podczas przygotowań do tej roli przyglądałaś się pracy policjantek…

 

To było niezwykłe! Uważam, że niewiele się pisze czy mówi w mediach o inspektorach kobietach. A są przecież świetnymi profesjonalistkami. Jednym, co odróżnia je od inspektorów mężczyzn, jest płeć. Świetnie wykonują swoją pracę i niejednokrotnie robią to lepiej niż ich koledzy. Były dla mnie wielką inspiracją. Jako aktorka zawsze szukam inspiracji – elementów, z których mogę zbudować postać. To właśnie dzięki spotkaniom z tymi kobietami mogłam odpowiednio ukształtować wizerunek Shivani Shivaji Roy.

 

Jedną z policjantek, które spotkałaś, była Meeran Borwankar…

 

Zobaczyłam się z Meeran dopiero po premierze filmu. Ale reżyser poznał ją jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Podzieliła się z nim wieloma anegdotami z pracy. Ja, przygotowując się do roli, rozmawiałam głównie z osobami z wydziału kryminalnego. Meeran pełni służbę już dwadzieścia pięć lat, obecnie piastuje bardzo wysokie stanowisko w Punie. Postać, którą gram, jest starszą inspektor, więc zależało mi na tym, by skontaktować się z policjantkami z tym właśnie stopniem, zobaczyć, jak obecnie wygląda ich praca, jakie są one same. Większość pełni służbę pod przykrywką, tym bardziej interesujące było to doświadczenie. Bardzo mi pomogły w wielu kwestiach – choćby jak trzymać pistolet, jak się zachowywać, jak mówić do przestępcy. To nieocenione. Poznałam wiele wspaniałych kobiet, ich imiona są zresztą wymienione w napisach końcowych.

 

Czy trudno było przekonać policję do współpracy?

 

Mieliśmy wiele szczęścia. Himanshu Roy, teraz zajmujący już inne stanowisko, był wówczas Komisarzem Połączonych Sił Policji Wydziału Kryminalnego w Mumbaju. Zwróciliśmy się do niego i chętnie zgodził się nam pomóc. Skontaktował nas z oddziałem z Andheri. Każdy taki oddział składa się z  osiemnastu funkcjonariuszy i ma określoną strukturę. Było wspaniale zobaczyć, jak to wszystko funkcjonuje.

 

Twoja postać w Mardaani przypomniała mi o Vijayashanti, południowej gwieździe, a obecnie polityk, która wcielała się w bohaterki zainspirowane Kiran Bedi, również prawdziwą policjantką. Zastanawiam się, czy znasz jej filmy…

 

Oczywiście, że je znam. Szczególnie jako Induska… My, Indusi, naprawdę kochamy nasze kino. Filmy to jedna z głównych sfer rozrywki tutaj, myślę, że każdy je ogląda. Sama wychowałam się na kinie i oglądałam mnóstwo filmów od dzieciństwa.

 

Jakich w takim razie masz idoli?

 

Właściwie nie mam idoli sensu stricte. Ale ogromnym szacunkiem darzę Meryl Streep. Za to, jak znakomite daje występy i jaką jest artystką. Zmienia się z każdą rolą i nie przestaje rozwijać jako aktorka. Do tego – w swoim wieku – gra tak niezwykłe role. A scenarzyści piszą je specjalnie dla niej. Jest dla mnie bardzo inspirująca. Naprawdę, naprawdę ogromnie ją podziwiam.

 

Podobnie jak Meryl Streep, ty również wcielasz się w wyraziste postaci. Od początku kariery…

 

Tak, to prawda. Myślę, że role silnych postaci od zawsze najbardziej mnie pociągały. Podoba mi się, że za sprawą swoich bohaterek pokazuję, jakie są współczesne Induski. Ludzie na świecie mają określoną wizję indyjskich kobiet, tego jak są traktowane. Ponieważ indyjskie filmy ogląda się teraz wszędzie i sięgają po nie również obcokrajowcy, szalenie istotne jest pokazywanie bohaterek odzwierciedlających, jakie są współcześnie kobiety w Indiach.

 

Wygląda na to, że kino jest dla ciebie ważnym medium mówiącym o istotnych kwestiach społecznych… Również Mardaani niesie bardzo czytelny przekaz…

 

Zdecydowanie. Jak wszyscy wiemy, handel żywym towarem i przymuszanie do prostytucji jest teraz olbrzymim problemem. I ogromną machiną biznesową zarazem. To jedna z najohydniejszych zbrodni. Jak coś równie przerażającego można zrobić dziecku? Nie jest to problem, który dotyczy wyłącznie Indii, boryka się z nim cały świat. Mardaani to jeden z tych filmów, które o handlu żywym towarem i przymuszaniu do prostytucji mówią w możliwie najbardziej realistyczny sposób.
Tak, myślę, że kino to ważne medium do dawania obcokrajowcom wglądu w kwestie, którymi dane społeczeństwo w określonym momencie żyje.
Kiedy oglądasz zagraniczny film, dajmy na to z Bliskiego Wschodu, Izraela, Polski czy jakiegoś państwa skandynawskiego, zaczynasz rozumieć, jaka jest w tym kraju sytuacja. Zaczynasz rozumieć kulturę oraz ludzi. Zatem kiedy kręcimy obraz taki jak Mardaani, mówi on potem ludziom na całym świecie, że w Indiach robimy nie tylko filmy z tańcami i piosenkami, lecz także te poruszające istotne tematy.

 

To prawda… Film otrzymał certyfikat tylko dla dorosłych. Nie byłaś z tego powodu zadowolona. Dlaczego?

 

Było dla mnie bardzo ważne, by dzieci powyżej dwunastego roku życia go obejrzały. Współcześnie jest niezmiernie istotne, by chronić dzieci przed najgorszymi okropieństwami, jakie dzieją się na świecie, ale jednocześnie muszą stać się pewnych kwestii, takich jak handel żywym towarem, świadome.
Istnieją sytuacje potencjalnie dla nich niebezpieczne, sytuacje gdy mogą paść ofiarą podobnego przestępstwa. Muszą więc wiedzieć, że należy uważać na nieznajomych, nie przyjmować od nich jedzenia czy picia. Nastolatki buntują się przeciwko rodzicom. A jeden nieostrożny krok może zaważyć na całym ich życiu. Dzieciaki chcą wyjeżdżać z przyjaciółmi na wakacje. Czyha na nie mnóstwo zagrożeń. I lepiej, by je znały. Wiedziały, że nie powinny kłamać rodzicom, że idą do przyjaciół, gdy wymykają się na dyskotekę. Powinny zawsze informować rodziców, gdzie i z kim są, bo jutro to im coś złego może się przytrafić.

 

Ale były również głosy krytyczne, że może jest zbyt brutalny…

 

Jak rzeczywistość może być zbyt brutalna? Przemoc pojawia się wszędzie. W gazetach czytamy o zgwałconych dzieciach. O ofiarach molestowania. Czy takie rzeczy nie dzieją się w naszym społeczeństwie? Czy nie czytamy o nich w gazetach, nie słyszymy o nich w wiadomościach? Wieczorne serwisy informacyjne pokazują okropne sceny. Co próbujemy ukrywać przed dziećmi? Jeśli czytają prasę, oglądają telewizję, o wszystkim się dowiedzą. Zatem gdy pojawia się film, który opowiada o ważnych kwestiach, należy go pokazywać i używać jako narzędzia edukacyjnego w szkołach.

 

Wygląda na to, że Mardaani to misja…

 

Tak! Rozmawiało ze mną wielu rodziców. Pytali: „Rani, dlaczego dwunastolatkom nie wolno pójść na ten film”? Mogłam tylko odpowiadać, że nie rozumiem. Mardaani powinna otrzymać certyfikat UA, co oznacza seans pod nadzorem opiekunów. Rodzice powinni móc obejrzeć film razem z dziećmi, a potem wszystko im wyjaśnić. Tyle jest przypadków, gdy opiekunowie nie potrafią rozmawiać z dziećmi, nie umieją im wytłumaczyć, czego i z jakiego powodu lepiej nie robić. Niewykluczone, że dzięki Mardaani te dzieciaki zrozumieją „Aha, to dlatego tata nie pozwala mi włóczyć się wieczorami, tylko nie potrafił mi tego wyjaśnić”. Zatem tym filmem uświadamiamy dzieciaki, a nie epatujemy je brutalnym obrazem rzeczywistości. Oczywiście, nie jest odpowiedni dla, dajmy na to, dziesięciolatków. Ale smutna rzeczywistość jest taka, że nawet sześcio- i siedmioletnie dzieci są uprowadzane.
Ostatecznie udało nam się – po określonych cięciach montażowych – uzyskać certyfikat UA dla emisji telewizyjnej. A telewizja to dla takiego filmu dobre miejsce.

 

Zatem ostatecznie odnieśliście sukces w starciu z cenzorami.

 

Tak… (śmiech).

 

Obecnie dużo się mówi o kinie z silnymi kobiecymi postaciami, czy – jak prasa lubi je określać – kinie zorientowanym na kobiety. Oczywiście, nie jest to żadna nowość, podobne filmy są obecne od dawna, ale zauważalnie wzrosła ich liczba. Co twoim zdaniem za tym stoi?

 

Myślę, że to zmieniające się oblicze Indii. Każdego roku w strukturze społecznej jest coraz więcej młodych ludzi, a to ogromna część populacji. Społeczeństwo nam młodnieje. I ważne jest to, co młodzi chcą oglądać. Sukces każdej produkcji zależy od nich, od tego czy wybiorą się na dany film.
Jako nowe pokolenie nie mają uprzedzeń, uwielbiają oglądać na ekranie silne kobiety. Nie jest jak kiedyś. Poprzednie pokolenie miało problem z akceptowaniem takich postaci. Ale obecne chce oglądać kobiety, które mają głos, są niezależne, silne i nie znają lęku.

 

Wspominałaś o Meryl Streep, o tym, jakie wciąż gra role. Czy uważasz, że podobna zmiana jest możliwa w przypadku ról dla dojrzałych aktorek?

 

Myślę, że tak. A filmy jak English Vinglish – którym powróciła Sridevi – dowodzą, że jeśli dana historia jest dobra, jeżeli dobry jest scenariusz, to nie ma znaczenia, kim jest aktor. Jak długo dajesz widowni po prostu dobry film, ona go kupi.

 

Na początku swojej kariery pojawiłaś się w bengalskim filmie Biyer Phool…

 

To była pełnoprawna rola. Film kręciłam równolegle z debiutem hindi (miały tego samego producenta), a reżyserował go mój ojciec. Oba weszły do kin w tym samym roku.

 

Czy nie kusiło cię później, by znów zagrać w kinie bengalskim?

 

Tak naprawdę to nie, bo kwestia regionu nie ma dla mnie znaczenia, liczy się kino jako takie. Coś musi mnie zafascynować w scenariuszu. Oferty, jakie dotychczas dostawałam od bengalskich filmowców, nie wydały mi się dostatecznie atrakcyjne, nie odpowiadały temu, czego w danym momencie szukałam. Ale oczywiście nie wykluczam takiej możliwości i jeśli pojawi się jakaś ekscytująca oferta, przyjmę ją.

 

Na tym kończy się mój kwadrans. Dziękuję za rozmowę. Pytam jeszcze, czy mogę sobie pozwolić na fanowski moment i poprosić o dedykację. Rani odpowiada, że oczywiście. Podaję jej pudełko z filmem Paheli – mówi od razu „To jeden z moich ulubionych”. Ja dodaję, że moich również. I że widziałam większą część jej filmografii i bardzo cenię role, które zagrała. Choć na pewno słyszała podobne komplementy niezliczoną ilość razy, rozpromienia się. A potem żegna mnie brzmiącym szczerze, nie tylko jak grzecznościowa formułka, „Do zobaczenia kiedyś”.

 

Rani Mukerji odwiedziła Polskę w związku z premierą swojego ostatniego filmu Mardaani, który z końcem stycznia trafia na nasze ekrany jako Nieustraszona.

 

 

premiera3

Rani Mukerji podczas polskiej premiery Mardaani chętnie pozowała z fanami do zdjęć

Rani Mukerji podczas warszawskiej premiery Mardaani w kinie Muranów pozowała z fanami, tu z tancerką Kingą Malec

 

…i  w trakcie sesji Q i A z udziałem polskiego operatora filmu Artura Żurawskiego

 

10425420_799373083476268_4804724485235199526_n

12 uwag do wpisu “Wywiad z Rani Mukerji – Kobiety, które mają głos

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam.

    Nie wiem, kiedy będę miała okazję obejrzeć „Nieustraszoną”, ale będę miała w pamięci ten wywiad. Doskonała odtrutka po PnŚ, gdzie Rani była cudowna, ale prowadzący osłabiający.

    • A Rani jest cudowną rozmówczynią. Mówi dużo, ciekawie. Ach, tyle kwestii jeszcze zostało do poruszenia:). Lista pytań miast się skracać, tylko wydłużała się o kolejne wątki;).

  2. Pingback: Mardaani (2014) – Nieustraszona Shivani Sivaji Roy | Hunterwali

Dodaj odpowiedź do Joanna K. Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.