Sudani from Nigeria (2018) – Nauka empatii

Kilka lat temu, kiedy spacerowałam po plaży w Kozhikode, zagadnął mnie mijany chłopak. Do tej części Kerali zagraniczni turyści nie ściągają tak tłumnie jak na południe stanu, więc był bardzo ciekawy, skąd jestem. Kiedy odpowiedziałam, wyraźnie się rozpromienił i zaczął wymieniać nazwiska przeszłych i obecnych zawodników z polskiej piłkarskiej reprezentacji – a był to wyczyn, któremu sama bym nie podołała, bo nasz sport narodowy jest mi dość obojętny. Owo doświadczenie nie było tak surrealistyczne, jak w pierwszej chwili może się wydawać, bo Kerala jest jednym z tych nielicznych miejsc w Indiach, gdzie gorączka futbolowa dorównuje tej krykietowej (a czasem nawet ją przyćmiewa). W północnej części stanu rozwinęła się szczególna formuła gry nazywana Futbolowymi Siódemkami (Football Sevens). Nie reguluje jej FIFA ani indyjska federacja piłki nożnej, a mecze rozgrywane są na mniejszych boiskach w siedmioosobowych składach. Szczególną popularność zyskała na terenach słabiej zurbanizowanych, gdzie lokalne turnieje budzą gorące emocje. Kluby często rekrutują zawodników z zagranicy, z krajów takich jak Nigeria czy Ghana. „Siódemkowych” lig nie wspierają potężni sponsorzy i z udziałem w nich nie wiążą się pieniądze wielkiego futbolowego świata, zatem często tacy przyjezdni piłkarze nie mieszkają w hotelach, a żyją z jakąś miejscową rodziną (na przykład któregoś z klubowych kolegów), poznając lokalne zwyczaje i kuchnię.

Zakraiya Mohammed wybrał fenomen Futbolowych Siódemek jako tło swojego pełnometrażowego reżyserskiego debiutu Sudani from Nigeria – czyli „Sudańczyk z Nigerii”. Film został ciepło przyjęty przez keralską publiczność i zdobył kilka stanowych nagród. I jeśli szukacie ciepłego, poprawiającego nastrój kina, to zdecydowanie propozycja dla was.

Majid (Soubin Shahir) jest menadżerem lokalnej futbolowej drużyny siódemek z wioski w dystrykcie Malappuram. Notorycznie brak mu funduszy, ale nie entuzjazmu i sportowej pasji. Ta ostatnia dostarcza mu zresztą więcej powodów do satysfakcji niż życie prywatne. Pomimo licznych spotkań z kandydatkami, nie udało mu się znaleźć dziewczyny chętnej go poślubić. Za to zarządzany przez niego klub MYC Accode pozyskał nowych zdolnych nigeryjskich zawodników. Szczególnie wyróżnia się Samuel (nigeryjski aktor Samuel Abiola Robinson) – i za sprawą popisowych wyczynów na boisku zaczyna zyskiwać oddane grono fanów. Miejscowi szybko nadają mu przydomek „Sudani”, choć z niezmiennym uśmiechem chłopak stara się prostować, że pochodzi z innego kraju.

Początek filmu to dynamicznie zmontowane sceny, pokazujące, jak wyglądają siódemkowy mecz i entuzjazm kibiców. Przeplatają je sekwencje z sympatią prezentujące postaci zawodników i lokalną społeczność. Sporo tu humoru sytuacyjnego, choćby związanego z cementowaniem braterskich więzi w drużynie, gdy gracze robią to, co bawi dzieci w wieku od 10 do 100 lat: uczą się nawzajem przekleństw w swoich językach. Ale czeka nas dramatyczny zwrot akcji. Samuel ulega kontuzji i opowieść zmienia się z historii sportowej w… studium ludzkich charakterów i więzi. Majid, w obawie, że koszty opieki szpitalnej go przerosną (jego zawodnik jest unieruchomiony na kilka tygodni), zabiera Samuela do własnego domu, gdzie mieszka z leciwą mamą Jameelą (Savithri Sreedharan).

Samuel, obcy w obcym kraju, nieuchronnie budzi ciekawość mieszkańców wioski Majida, prostych ludzi, którzy nawet nie próbują wymyślać wymówek dla wizyty. Chcą spotkać „Sudańczyka”. Bariera językowa nie jest problemem, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mówi po angielsku. Ich ciekawość nie jest podszyta strachem czy animozjami, tak samo reagowaliby na odwiedziny czyjegoś dawno niewidzianego krewnego. To małe święto, urozmaicające codzienną rutynę. Niektóre z tych wizyt bywają dziwaczne – jak ta młodego małżeństwa, które koniecznie chce mieć z gościem selfie, niekoniecznie pytając go o zdanie, inne zabawne – jak dziarskiego staruszka, pragnącego się pochwalić swoim kunsztem w kalaripayattu, ale żadna nie wiąże się z wrogością. Z czasem w nastawieniu mieszkańców pojawia się więcej troski niż ciekawości. Po tym jak poznali Samuela, dobro chłopaka ma dla nich coraz większe znaczenie. Jameela i jej najlepsza przyjaciółka Beyumma (Sarasa Baluserry) traktują go z matczyną atencją, niemal jak członka rodziny. Samuela bliższa więź połączy również z Majidem, gdy zwierzą się sobie z niełatwej przeszłości. Majid – różmych rodzinnych żali, Samuel zaś doświadczeniami uchodźcy.

Przesłanie bezwarunkowej akceptacji i tolerancji oraz promowanie zwyczajnego ludzkiego dobra, jakkolwiek patetycznie to brzmi, jest w obecnym bardzo podzielonym świecie niezmiernie istotne. Tu poza narodowością bohaterów dzieli również religia – Samuel to chrześcijanin, podczas gdy mieszkańcy wioski to społeczność muzułmańska. Pomimo przyjętej konwencji poziom lukru trzymany jest na odpowiednim poziomie i dobrze zbalansowany przez wątki dramatyczne.

Opowieść, jak to często w kinie malajalam, rozwija się niespiesznie, przesycona lokalnością, a akcenty bardziej położone są na postaci niż wydarzenia. Melodyjne, brzmiące nieco ludowo piosenki, są dobrze wplecione w scenariusz. Wybija się też w „Sudańczyku z Nigerii” portret społeczności muzułmańskiej – daleki od stereotypizacji. Punkt ciężkości przeniesiony jest na ludzki aspekt zachowań bohaterów, a nie ich identyfikację religijną czy wypełniane rytuały. Najważniejsze jednak, ile przestrzeni oddano dwóm bohaterkom staruszkom, Jameeli i Beyummie, doskonale odegranym przed doświadczone aktorki teatralne. Rzadko w kinie jest miejsce dla bohaterek w tym wieku, pokazanych inaczej niż tylko szablonowe babcie czy matki wyzbyte osobistych cech, w scenariuszu bardziej pełniących funkcje statystek, albo też pokazanych przez pryzmat niedołężności i choroby. W relacji kobiet zwraca uwagę niezwykłe wzajemne oddanie. To proste osoby, postrzegające świat w prosty sposób, które zawsze żyły w zgodzie z regułami społeczeństwa, robiąc to, co „wypada” i „należy”. W ich systemie wartości najważniejsze jest bycie dobrym, wyrozumiałym, empatycznym człowiekiem, więc własnym dzieciom wpoiły szacunek do innych, akceptację, wyczuliły je na krzywdę. Słuchanie dialogów tych dwóch postaci jest bardzo budujące.

Sudani from Nigeria to pogodny, podnoszący na duchu film, który pozwala uwierzyć w nieco lepszy świat… przynajmniej na czas trwania seansu.

You may read English version of this review here.

 

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.