Jonaki (2018) – Smutek odchodzenia

Bengalski reżyser Aditya Vikram Sengupta brawurowo zadebiutował przed kilku laty Asha Jaoar Majhe, znanym pod międzynarodowym tytułem jako Labour of LoveNarodziny miłości. Film pojawił się na fali manifestów młodych niezależnych indyjskich twórców i był jednym z tych oryginalniejszych oraz odważniejszych. Sengupta umiejętnie połączył kino zwyczajności z poetycką wrażliwością. Codzienną rutynę nasycił w nim pięknem i nadzieją. I nie oglądając się na przyzwyczajenia publiczności, nawet tej obeznanej z kinem festiwalowym, w pełnometrażowym obrazie o relacji młodej małżeńskiej pary obył się bez choćby linijki dialogu.
Na swój kolejny film, Jonaki, kazał czekać aż cztery lata. I zdecydowanie nie zawiódł rozbudzonych przez ten czas oczekiwań. Zachował swój wyjątkowy artystyczny sznyt, a jednocześnie ruszył eksplorować nowe rejony, gdzieś między przetworzoną przez indywidualne doświadczenia rzeczywistością a snem. Jako źródło inspiracji zadeklarował zaś historię swojej babci.

Osiemdziesięcioletnia Jonaki (znakomita, zmarła już Lolita Chatterjee) leżąc bez przytomności w szpitalu, podróżuje przez własne wspomnienia, przyglądając się życiu, jakie za sobą zostawia. Przypominają jej się sceny z dzieciństwa, ojciec botanik poświęcający się nauce (Sumanto Chattopadhyay), osamotniona matka (Ratnabali Bhattacharjee), wczesna dorosłość i pierwsze miłosne doświadczenia zakończone bezwzględnie przez bliskich oraz późniejsze pozbawione uczucia małżeństwo z mężczyzną wybranym przez rodzinę.
Nie są to jednak konwencjonalne retrospekcje. Narracja nie biegnie linearnie, plany czasowe zmieniają się bez porządku, a przeskoki sprawiają, że historię Jonaki musimy pieczołowicie poskładać ze skrawków. Ta patchworkowa konstrukcja odzwierciedla strumień świadomości, gdzie lawirujemy między wątkami wiązanymi w złożone struktury wedle głęboko osobistego klucza. Bohaterka w dodatku nie zmienia się w czasie – jej wewnętrzny obraz siebie, poza paroma sekwencjami pokazującymi dziewczynkę, to jej obraz tu i teraz: staruszka z twarzą pooraną zmarszczkami, o smutnym, nieco zrezygnowanym spojrzeniu.

Jonaki przywołuje to zwyczajne zdarzenia, to fantasmagoryczne obrazy. Przewijają się różne symbole, które znaczenie mają tylko dla niej, jak pomarańcze, związane z niespełnioną miłością. Próba odczytania niektórych z nich może więc wieść na manowce, tak bardzo są zanurzone w jej indywidualnej narracji. Często powraca motyw rozkładu – choćby pod postacią rozpadającego się mrocznego domu o skruszałych ścianach. Bo wewnętrzny świat Jonaki rozsypuje się na kawałki, wraz z uciekającą świadomością, a widz, uwięziony wraz z bohaterką wewnątrz jej ja, również odchodzi. Film bardziej pozwala doświadczać, przeżywać, niż podążać za jakąś fabułą.

Reżyser (który wzorem twórców-autorów również napisał scenariusz, jak też zaangażował się w montaż i zdjęcia) starannie konstruuje swoją wizję, dobierając odpowiednią paletę barw, poziom oświetlenia, tempo i kontemplacyjne obrazy, które nasuwają skojarzenia z twórczością Tarkowskiego. Serwuje wyborną wizualną ucztę, zbudowaną z wysmakowanych kadrów, której surowe piękno emanuje smutkiem. Bo historia Jonaki to historia pustki, samotności, niespełnienia. Jakby Sengupta próbował nas przestrzec, że kiedyś zabraknie nam czasu, by odzyskać radość, a światu przywrócić kolory.

Odpowiedz

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.